poniedziałek, 3 sierpnia 2009

Modlitwa za kapłanów i odpusty w Roku Kapłańskim




Dekret o odpustach w Roku Kapłańskim

DLA RZYMU I ŚWIATA DEKRET

Szczególne przedsięwzięcia duchowe wypełnione w Roku Kapłańskim,
ogłoszonym dla uczczenia św. Jana Marii Vianey’a,
obdarzone są darem świętych odpustów.


Nadchodzi dzień, w którym będziemy wspominać 150 lat od świątobliwego przejścia do nieba św. Jana Marii Vianney’a, proboszcza miasteczka Ars, który był tu na ziemi niezwykłym wzorem prawdziwego Pasterza – sługi Chrystusowej Trzody.
Skoro więc jego przykład zajaśniał w tym celu, aby pobudzić wiernych, a zwłaszcza kapłanów, do naśladowania jego cnót, Ojciec Święty Benedykt XVI uznał, iż ze wszech miar wypada, aby, korzystając z tej okazji, od dnia 19 czerwca 2009 r. do 19 czerwca 2010 r., w całym Kościele był obchodzony szczególny Rok Kapłański, aby w czasie jego trwania poprzez duchowe medytacje, a także inne święte czynności oraz stosowne przedsięwzięcia, kapłani coraz to bardziej umacniali się w wierności wobec Chrystusa.
Ten zaś święty czas weźmie swój początek w uroczystość Najświętszego Serca Jezusa, wybraną właśnie jako dzień kapłańskiego uświęcenia, kiedy to Ojciec Święty będzie celebrował Nieszpory w obecności relikwii św. Jana Marii Vianney’a, przywiezionych do Rzymu przez Jego Ekscelencję biskupa Belley-Ars. Ojciec Święty osobiście zamknie Rok Kapłański na Placu św. Piotra w obecności kapłanów z całego świata, którzy odnowią wtedy wierność wobec Chrystusa i więź wzajemnego braterstwa.
Kapłani więc niech się starają poprzez modlitwy i dobre czyny otrzymać od Najwyższego Kapłana tę łaskę, aby mogli jaśnieć wiarą, nadzieją, miłością oraz innymi cnotami, a sposobem życia jak również strojem zewnętrznym niech pokazują, że są całkowicie oddani duchowemu dobru ludzi; co zresztą zawsze najbardziej leżało na sercu Kościołowi.

Do osiągnięcia tego bardzo upragnionego celu nade wszystko przyczyni się dar świętych odpustów, jaki Stolica Apostolska przez niniejszy dekret, wydany zgodnie z osobistym oczekiwaniem Jego Świątobliwości, hojnie udziela na przestrzeni Roku Kapłańskiego:

A – Kapłanom prawdziwie skruszonym, którzy w dowolnym dniu pobożnie odmówią przynajmniej Jutrznię lub Nieszpory wobec Najświętszego Sakramentu czy to wystawionego do publicznej adoracji, czy też przechowywanego w tabernakulum, oraz ochotnym i szlachetnym sercem oddadzą się celebracji sakramentów, zwłaszcza pokuty, naśladując przykład św. Jana Marii Vianney’a, udziela się łaskawie w Panu odpustu zupełnego, który może być również ofiarowany na sposób wstawiennictwa za zmarłych kapłanów, jeśli, zgodnie z przepisami prawa, oprócz powyższego, podejmą sakramentalną spowiedź, przystąpią do Stołu eucharystycznego oraz pomodlą się w intencjach Ojca Świętego.

Ponadto, udziela się kapłanom odpustu cząstkowego, możliwego również do ofiarowania dla zmarłych współbraci, ilekroć pobożnie odmówią zaaprobowane przepisami modlitwy w intencji prowadzenia świętego życia oraz świętego wypełniania powierzonych im świętych posług.

B – Wszystkim wiernym prawdziwie skruszonym, którzy w kościele lub kaplicy będą pobożnie uczestniczyć w Ofierze Mszy św. oraz ofiarują Jezusowi Chrystusowi, Najwyższemu i Wiecznemu Kapłanowi, modlitwy i jakiekolwiek dobre uczynki spełnione tego dnia za kapłanów Kościoła, aby On ich uświęcił i uczynił kapłanami według swojego Serca, udziela się odpustu zupełnego, o ile tylko wyznają swoje grzechy w sakramentalnej spowiedzi i pomodlą się w intencjach Ojca Świętego: w dniach, w których będzie otwarty i zamknięty Rok Kapłański, w dniu 150. rocznicy świątobliwego przejścia do nieba św. Jana Marii Vianney’a, w pierwszy czwartek każdego miesiąca, czy też w jakiekolwiek inne dni, które winny być wyznaczone dla pożytku wiernych przez ordynariuszy miejsca.
Ze wszech miar wypada, aby w katedrach oraz kościołach parafialnych kapłani, pełniący funkcje duszpasterskie, publicznie pokierowali owymi pobożnymi praktykami, celebrowali Mszę świętą oraz przyjmowali od wiernych wyznanie grzechów.
Osobom starszym, chorym oraz wszystkim tym, którzy ze słusznej przyczyny nie mogą wyjść z domu, po wyrzeczeniu się jakiegokolwiek grzechu i postanowieniu w sercu wypełnienia, kiedy tylko będzie to możliwe, we własnym domu czy też tam, gdziekolwiek zatrzyma ich przeszkoda, trzech zwykłych warunków, udziela się również odpustu zupełnego, jeśli w dniach wyżej wyznaczonych odmówią modlitwy w intencji uświęcenia kapłanów oraz z ufnością ofiarują Bogu przez Maryję, Królową Apostołów, choroby czy też utrapienia własnego życia.
Wszystkim wiernym wreszcie udziela się odpustu cząstkowego, ilekroć w intencji uproszenia dla kapłanów wytrwania w czystości i świętości życia pobożnie odmówią pięć razy Ojcze nasz, Zdrowaś Mario i Chwała Ojcu... na cześć Najświętszego Serca Jezusowego lub inną zatwierdzoną w tym celu modlitwę.
Niniejszy dekret będzie obowiązywał przez cały Rok Kapłański. Bez względu na jakiekolwiek dokumenty stanowiące co innego.
Dano w Rzymie, w siedzibie Penitencjarii Apostolskiej, dnia 25 miesiąca kwietnia, w święto św. Marka Ewangelisty, w roku 2009 od Wcielenia Pańskiego.

Jakub Franciszek Świętego Kościoła Rzymskiego kardynał Stafford Penitencjarz Większy
+ Jan Franciszek Girotti, OFM Conv. biskup tytularny Mety Regens (z łac. tłum. ks. Z. Wójtowicz)


Odpusty w Roku Kapłańskim

Każdy wierny może uzyskać odpust zupełny:
- 19 czerwca 2009 r. (początek Roku Kapłańskiego)
- 4 sierpnia 2009 r. (150. rocznica śmierci św. Jana Vianneya)
- 19 czerwca 2010 r. (zakończenie Roku Kapłańskiego)
- w pierwszy czwartek każdego miesiąca Roku Kapłańskiego

Warunki uzyskania odpustu:
- spowiedź sakramentalna
- udział we Mszy św.
- przyjęcie Komunii św.
- ofiarowanie modlitw i dobrych uczynków w intencji kapłanów - aby Pan Jezus kształtował ich serca według serca swego
- odmówienie dowolnej modlitwy w intencjach Ojca Świętego

Modlitwa Pawła VI za kapłanów

O Panie, daj sługom Twoim serce czyste, zdolne kochać tylko Ciebie. Serce, które by nie znało zła, zdolne do zachwytu i do bojaźni. Daj im serce wielkie, otwarte na Twoje zamysły i zamknięte na wszelkie ciasne ambicje, na małostkowe współzawodnictwo międzyludzkie. Serce zdolne równać się z Twoim i zdolne wszystkich kochać i wszystkim służyć.
O Panie, daj im serce mocne, chętne i gotowe stawić czoła wszelkim trudnościom, pokusom, słabościom, znudzeniu, zmęczeniu, serce potrafiące wytrwale, cierpliwie i bohatersko służyć tajemnicy, którą Ty powierzasz tym synom Twoim, których utożsamiłeś z sobą. Daj im, Panie, serce zdolne do prawdziwej miłości, to znaczy zdolne rozumieć, akceptować, służyć i poświęcać się, zdolne być szczęśliwym, pulsującym Twoimi uczuciami i Twoimi myślami.

4 sierpnia - św. Jana Marii Vianneya


Wtorek, 4 sierpnia 2009 – 150 rocznica dies natalis św. Proboszcza z Ars
ŚW. JANA MARII VIANNEYA, PREZBITERA
Wspomnienie obowiązkowe


ANTYFONA NA WEJŚCIE
Łk 4, 18
Duch Pański spoczywa na Mnie, * ponieważ Mnie namaścił i posłał Mnie, * abym ubogim niósł Dobrą Nowinę, * uzdrawiał skruszonych w sercu.

KOLEKTA
Wszechmogący i miłosierny Boże, Ty obdarzyłeś świętego Jana Marię godną podziwu gorliwością apostolską, † spraw, abyśmy za jego przykładem i wstawiennictwem * przez chrześcijańską miłość zyskiwali dusze braci dla Ciebie i razem z nimi osiągnęli wieczną chwałę. Przez naszego Pana Jezusa Chrystusa, Twojego Syna, † który z Tobą żyje i króluje w jedności Ducha Świętego, * Bóg, przez wszystkie wieki wieków.


PIERWSZE CZYTANIE
Bóg karze szemranie przeciw Mojżeszowi
Lb 12, 1-13

Czytanie z Księgi Liczb.

Miriam i Aaron mówili źle o Mojżeszu z powodu Kuszytki, którą wziął za żonę. Rzeczywiście bowiem wziął za żonę Kuszytkę. Mówili: "Czyż Pan mówił z samym tylko Mojżeszem? Czy nie mówił również z nami?" A Pan to usłyszał. Mojżesz zaś był człowiekiem bardzo skromnym, najskromniejszym ze wszystkich ludzi, jacy żyli na ziemi. I zwrócił się nagle Pan do Mojżesza, Aarona i Miriam: "Przyjdźcie wszyscy troje do Namiotu Spotkania".
I poszli wszyscy troje, a Pan zstąpił w słupie obłoku, zatrzymał się u wejścia do namiotu i zawołał na Aarona i Miriam. Gdy obydwoje podeszli, rzekł: "Słuchajcie słów moich: Jeśli jest u was prorok, objawię mu się przez widzenia, w snach będę mówił do niego. Lecz nie tak jest ze sługą moim, Mojżeszem. Uznany jest za wiernego w całym moim domu. Twarzą w twarz mówię do niego, w sposób jawny, a nie przez wyrazy ukryte. On też postać Pana ogląda. Czemu ośmielacie się o moim słudze, o Mojżeszu, źle mówić?" I zapalił się gniew Pana przeciw nim. Odszedł Pan, a obłok oddalił się od namiotu, lecz oto Miriam stała się nagle biała jak śnieg, od trądu.
Gdy Aaron do niej się zwrócił, spostrzegł, że była trędowata. Wtedy rzekł Aaron do Mojżesza: "Proszę, panie mój, nie karz nas za grzech, któregośmy się nierozważnie dopuścili, i jesteśmy winni. Nie dopuść, by ona stała się jak martwy płód, który na pół zgniły wychodzi z łona swej matki". Wtedy błagał Mojżesz głośno Pana: "O Boże, spraw, proszę, by znowu stała się zdrowa".

Oto słowo Boże.


PSALM RESPONSORYJNY Ps 51, 3-6. 12-13

Refren: Zmiłuj się, Boże, bo jesteśmy grzeszni.

Zmiłuj się nade mną, Boże, w łaskawości swojej, *
w ogromie swej litości zgładź moją nieprawość.
Obmyj mnie zupełnie z mojej winy *
i oczyść mnie z grzechu mojego.

Refren: Zmiłuj się, Boże, bo jesteśmy grzeszni.

Uznaję bowiem nieprawość swoją, *
a grzech mój jest zawsze przede mną.
Przeciwko Tobie samemu zgrzeszyłem i uczyniłem, co złe jest przed Tobą, †
abyś okazał się sprawiedliwy w swym wyroku *
i prawy w swoim sądzie.

Refren: Zmiłuj się, Boże, bo jesteśmy grzeszni.

Stwórz, o Boże, we mnie serce czyste *
i odnów we mnie moc ducha.
Nie odrzucaj mnie od swego oblicza *
i nie odbieraj mi świętego ducha swego.

Refren: Zmiłuj się, Boże, bo jesteśmy grzeszni.

AKLAMACJA PRZED EWANGELIĄ Ps 130, 5
Alleluja, alleluja, alleluja.

Pokładam nadzieję w Panu,
ufam Jego słowu.

Alleluja, alleluja, alleluja.

EWANGELIA
Jezus kroczy po jeziorze
Mt 14, 22-36
Słowa Ewangelii według św. Mateusza.


Skoro tłum został nakarmiony, Jezus zaraz przynaglił uczniów, żeby wsiedli do łodzi i wyprzedzili Go na drugi brzeg, zanim odprawi tłumy. Gdy to uczynił, wyszedł sam jeden na górę, aby się modlić. Wieczór zapadł, a On sam tam przebywał. Łódź zaś była już sporo stadiów oddalona od brzegu, miotana falami, bo wiatr był przeciwny.
Lecz o czwartej straży nocnej przyszedł do nich, krocząc po jeziorze. Uczniowie, zobaczywszy Go kroczącego po jeziorze, zlękli się myśląc, że to zjawa, i ze strachu krzyknęli.
Wtedy Jezus odezwał się do nich: "Odwagi, Ja jestem, nie bójcie się".
Na to odpowiedział Piotr: "Panie, jeśli to Ty jesteś, każ mi przyjść do siebie po wodzie".
A On rzekł: "Przyjdź".
Piotr wyszedł z łodzi i krocząc po wodzie, przyszedł do Jezusa. Lecz na widok silnego wiatru uląkł się i gdy zaczął tonąć, krzyknął: "Panie, ratuj mnie".
Jezus natychmiast wyciągnął rękę i chwycił go, mówiąc: "Czemu zwątpiłeś, małej wiary?"
Gdy wsiedli do łodzi, wiatr się uciszył. Ci zaś, którzy byli w łodzi, upadli przed Nim, mówiąc: "Prawdziwie jesteś Synem Bożym".
Gdy się przeprawili, przyszli do ziemi Genezaret. Ludzie miejscowi, poznawszy Go, rozesłali posłańców po całej tamtejszej okolicy, znieśli do Niego wszystkich chorych i prosili, żeby przynajmniej frędzli Jego płaszcza mogli się dotknąć; a wszyscy, którzy się Go dotknęli, zostali uzdrowieni.
Oto słowo Pańskie.



Święty Jan Maria Vianney, prezbiter

Jan urodził się w rodzinie ubogich wieśniaków w Dardilly koło Lyonu 8 maja 1786 r. Do I Komunii przystąpił potajemnie podczas Rewolucji Francuskiej w 1799 r. Po raz pierwszy przyjął Chrystusa do swego serca w szopie, zamienionej na prowizoryczną kaplicę, do której wejście dla ostrożności zasłonięto furą siana. Ponieważ szkoły parafialne były zamknięte, nauczył się czytać i pisać, kiedy miał 17 lat.
Po ukończeniu szkoły podstawowej, otwartej w Dardilly dopiero w 1803 roku, Jan uczęszczał do szkoły w Ecully (od roku 1806). Miejscowy, świątobliwy proboszcz udzielał młodzieńcowi nauki łaciny. Od służby wojskowej wybawiła go ciężka choroba, na którą zapadł. Wstąpił do niższego seminarium duchownego w 1812 r. Przy tak słabym przygotowaniu i późnym wieku nauka szła mu bardzo ciężko. W roku 1813 przeszedł jednak do wyższego seminarium w Lyonie. Przełożeni, litując się nad nim, radzili mu, by opuścił seminarium. Zamierzał faktycznie tak uczynić i wstąpić do Braci Szkół Chrześcijańskich, ale odradził mu to proboszcz z Ecully. On też interweniował za Janem w seminarium. Dopuszczono go do święceń kapłańskich właśnie ze względu na tę opinię oraz dlatego, że diecezja odczuwała dotkliwie brak kapłanów. 13 sierpnia 1815 roku otrzymał święcenia kapłańskie. Miał wówczas 29 lat.
Pierwsze trzy lata spędził jako wikariusz w Ecully. Na progu swego kapłaństwa natrafił na kapłana, męża pełnego cnoty i duszpasterskiej gorliwości. Po jego śmierci biskup wysłał Jana na wikariusza-kapelana do Ars-en-Dembes. Młody kapłan zastał kościółek zaniedbany i opustoszały. Obojętność religijna była tak wielka, że na Mszy świętej niedzielnej było kilka osób. Wiernych było zaledwie 230; dlatego też nie otwierano parafii, gdyż żaden proboszcz by na niej nie wyżył. O wiernych Ars mówiono pogardliwie, że tylko chrzest różni ich od bydląt. Ks. Jan przybył tu jednak z dużą ochotą. Nie wiedział, że przyjdzie mu tu pozostać przez 41 lat (1818-1859).
Całe godziny przebywał na modlitwie przed Najświętszym Sakramentem. Sypiał zaledwie po parę godzin na gołych deskach. Kiedy w 1824 r. otwarto w wiosce szkółkę, uczył w niej prawd wiary. Jadł nędznie i mało, można mówić o wiecznym poście. Dla wszystkich był uprzejmy. Odwiedzał swoich parafian i rozmawiał z nimi przyjacielsko. Powoli wierni przyzwyczaili się do swojego pasterza. Kiedy biskup spostrzegł, że ks. Jan daje sobie jakoś radę, otworzył w 1823 r. formalną parafię w Ars. Dobroć pasterza i surowość jego życia, kazania proste i płynące z serca - powoli nawracały dotąd zaniedbane i zobojętniałe dusze. Kościółek zaczął się z wolna zapełniać w niedziele i święta, a nawet w dni powszednie. Z każdym rokiem wzrastała liczba przystępujących do sakramentów.

Pomimo tylu zabiegów nie wszyscy jeszcze zostali pozyskani dla Chrystusa. Ks. Jan wyrzucał sobie, że to z jego winy. Za mało się za nich modlił i za mało pokutował. Wyrzucał także sobie własną nieudolność. Błagał więc biskupa, by go zwolnił z obowiązków proboszcza. Kiedy jego błagania nie pomogły, postanowił uciec i skryć się w jakimś klasztorze, by nie odpowiadać za dusze innych. Biskup jednak nakazał mu powrócić. Posłuszny, uczynił to. Nie wszyscy kapłani rozumieli niezwykły tryb życia proboszcza z Ars. Jedni czynili mu gorzkie wymówki, inni podśmiewali się z dziwaka. Większość wszakże rozpoznała w nim świętość i otoczyła go wielką czcią.
Sława proboszcza zaczęła rozchodzić się daleko poza parafię Ars. Napływały nawet z odległych stron tłumy ciekawych. Kiedy zaś zaczęły rozchodzić się pogłoski o nadprzyrodzonych charyzmatach księdza Jana (dar czytania w sumieniach ludzkich i dar proroctwa), ciekawość wzrastała. Ks. Jan spowiadał długimi godzinami. Miał różnych penitentów: od prostych wieśniaków po elitę Paryża. Bywało, że zmordowany jęczał w konfesjonale: "Grzesznicy zabiją grzesznika"! W dziesiątym roku pasterzowania przybyło do Ars ok. 20 000 ludzi. W ostatnim roku swojego życia miał przy konfesjonale ich ok. 80 000. Łącznie przez 41 lat przesunęło się przez Ars około miliona ludzi.
Nadmierne pokuty osłabiły już i tak wyczerpany organizm. Pojawiły się bóle głowy, dolegliwości żołądka, reumatyzm. Do cierpień fizycznych dołączyły duchowe: oschłość, skrupuły, lęk o zbawienie, obawa przed odpowiedzialnością za powierzone sobie dusze i lęk przed sądem Bożym. Jakby tego było za mało, szatan przez 35 lat pokazywał się ks. Janowi i nękał go nocami, nie pozwalając nawet na kilka godzin wypoczynku. Inni kapłani myśleli początkowo, że są to gorączkowe przywidzenia, że proboszcz z głodu i nadmiaru pokut był na granicy obłędu. Kiedy jednak sami stali się świadkami wybryków złego ducha, uciekli w popłochu. Jan Vianney przyjmował to wszystko jako zadośćuczynienie Bożej sprawiedliwości za przewiny własne, jak też grzeszników, których rozgrzeszał.

Jako męczennik cierpiący za grzeszników i ofiara konfesjonału, zmarł 4 sierpnia 1859 r., przeżywszy 73 lata. W pogrzebie skromnego proboszcza z Ars wzięło udział ok. 300 kapłanów i ok. 6000 wiernych. Nabożeństwu żałobnemu przewodniczył biskup ordynariusz. Śmiertelne szczątki złożono nie na cmentarzu, ale w kościele parafialnym. W 1865 r. rozpoczęto budowę obecnej bazyliki. Papież św. Pius X dokonał beatyfikacji sługi Bożego w 1905 roku, a do chwały świętych wyniósł go w roku jubileuszowym 1925 Pius XI. Ten sam papież ogłosił św. Jana Vianneya patronem wszystkich proboszczów Kościoła rzymskiego w roku 1929. W stulecie śmierci proboszcza z Ars Jan XXIII wystosował osobną encyklikę, w której przypomniał tę piękną postać.

W ikonografii Święty przedstawiany jest w stroju duchownym ze stułą na szyi, często w otoczeniu dzieci.







Jan XXIII - Encyklika SACERDOTII NOSTRI PRIMORDIA


do czcigodnych braci Patriarchów, Prymasów, Arcybiskupów, Biskupów i innych Ordynariuszów, zachowujących pokój i jedność ze Stolicą Apostolską oraz do całego kleru i wiernych katolickiego świata w pierwsze stulecie śmierci św. Proboszcza z Ars
Czcigodni Bracia,
pozdrowienie i błogosławieństwo apostolskie
Wstęp
Znamienne zbieżności - Nauki płynące z tej stuletniej rocznicy
Znamienne zbieżności

Najpiękniejsze radości, które obficie towarzyszyły początkom Naszego kapłaństwa, są na zawsze związane w Naszych wspomnieniach, z głębokim przeżyciem, jakiego doświadczyliśmy 8 stycznia 1905 w bazylice watykańskiej, z okazji pełnej chwały beatyfikacji tego pokornego kapłana Francji, którym był Jan Maria Chrzciciel Vianney. Kilka bowiem zaledwie miesięcy przedtem uzyskaliśmy godność kapłaństwa. Byliśmy przeto przejęci przedziwną postacią kapłańską, którą św. Pius X, dawny proboszcz z Salzano, miał szczęście wszystkim pasterzom dusz przedstawić jako wzór. I jeszcze po tak odległych latach nie potrafimy myśleć o tym wspomnieniu bez wdzięczności dla Naszego Boskiego Odkupiciela, za szczególną łaskę, iż tak skuteczną Bożą podnietą ku cnocie zaczęły się początki Naszego kapłaństwa.

Wspominamy nadto, że w sam dzień owej beatyfikacji otrzymaliśmy wiadomość o wyniesieniu do godności biskupiej Ks. Jakuba Marii Radini - Tedeschi, tego wielkiego Biskupa, który, po kilku dniach miał Nas wezwać do swojej służby i który był Nam mistrzem i ojcem najdroższym. I w jego towarzystwie, w początkach tegoż roku 1905, udaliśmy się pierwszy raz na pielgrzymkę do Ars, owej wioski, którą świętość jej Proboszcza uczyniła tak sławną.

Za nowym zrządzeniem Opatrzności, w roku, w którym otrzymaliśmy pełnię kapłaństwa, śp. Papież Pius XI, 31 maja 1925, przystąpił do uroczystej kanonizacji pokornego Proboszcza z Ars. Papież w swojej homilii z radością opisywał "wątłą postać Jana Chrzciciela Vianney, skroń opromienioną jakby śnieżną koroną długich włosów, twarz szczupłą, rzeźbioną postami, z której niewinność i świętość ducha pełnego pokory i dobroci, do tego stopnia przebijały, że rzesze ludzkie na pierwsze już spojrzenie pobudzane bywały do zbawiennych refleksji" (AAS 17 (1925) 224). Krótko potem tenże Poprzednik Nasz w 50 lecie swego kapłaństwa, św. Jana Marię Vianney, którego opiece św. Pius X już przedtem powierzył duszpasterzy Francji, ustanowił i ogłosił niebiańskim Patronem wszystkich proboszczów na całym świecie "dla wzrostu ich duchowego dobra" (Litt. Apost. Anno Iubilari; AAS 1929, 313).

Te akty naszych Poprzedników, związane z tylu drogimi osobistymi wspomnieniami, pragnęliśmy Drodzy Bracia, przypomnieć niniejszą encykliką w setną niebawem rocznicę dnia, w którym, 4 sierpnia 1859, święty ten mąż, oddał Bogu ducha, starty trudami kapłańskiej posługi, przez lat 40 pełnionej w największej żarliwości i w promieniach powszechnie czczonej świętości.

Dzięki przeto składamy dobremu Bogu nie tylko za to, że Niebian ten, promieniem swej świętości już dwukrotnie oświetlił wielkie godziny Naszego kapłaństwa, lecz również za to, że w pierwocinach Naszego pontyfikatu dał Nam sposobność, z okazji tej setnej rocznicy, uroczyście czcić pamięć tak chwalebnego duszpasterza. Łatwo pojmiecie, Czcigodni Bracia, że niniejszą encykliką troskliwe uczucia i myśli Nasze zwracamy ku kapłanom, Naszym synom najdroższym, wzywając gorąco ich wszystkich, a zwłaszcza tych, którzy są zajęci w duszpasterstwie, by żarliwym sercem rozważali cudowny wzór świętego męża, który ongiś uczestnikiem był tegoż samego kapłańskiego urzędu, a dziś ustanowiony jest ich niebiańskim patronem.
Nauki tej setnej rocznicy

Liczne są doktrynalne dokumenty Papieży, którymi przypominano kapłanom wielkość kapłańskich posłannictw, i którymi wskazywano i obwarowywano drogę do należytego ich spełniania. Jeśli przypomnieć tylko najnowsze, i te, które powagą przewyższają inne, pragniemy w szczególny sposób polecić wam Exhortację Apostolską św. Piusa X "Haerent animo" (Acta Pii X, IV, 237 - 264), która pobudziła Nas w pierwszych latach kapłaństwa do żarliwej troski o pobożność, dalej magistralną wprost encyklikę Piusa XI "Ad catholici sacerdotii" (AAS 1936, 5 - 53), wreszcie Adhortację Apostolską "Menti Nostrae" ostatniego Poprzednika Naszego (AAS 1950, 357 - 702), jak również owe trzy przemówienia z okazji kanonizacji św. Piusa X, w których on wspaniale określił kapłaństwo (AAS 1954, 313 - 317, 667 - 677). Dokumenty te są Wam, Czcigodni Bracia, niewątpliwie znane. Lecz pozwólcie Nam przytoczyć wyjątki z przemówienia, ogłoszonego po zgonie ostatniego Poprzednika Naszego, ponieważ są uroczystym a ostatnim upomnieniem tego wielkiego Papieża do świętości kapłańskiej: "Charakterem sakramentu kapłaństwa chciał Bóg przypieczętować wieczysty ów sojusz miłości, którym miłuje swoich kapłanów ponad innych. A przeto winni oni za tę wyróżniającą miłość Boga odwdzięczyć się świętością życia... Duchownego więc uważać trzeba za męża dobranego z ludu, ubogaconego w szczególny zupełnie sposób górnymi darami, za uczestnika Bożej mocy i krótko mówiąc, za drugiego Chrystusa... Jemu nie wolno już żyć dla siebie, tak samo nie wolno mu należeć do krewnych, ani do przyjaciół, ani do ziemskiej tylko Ojczyzny... Musi on gorzeć miłością do wszystkich bez wyjątku. Owszem, nawet również myśli, wola, uczucia, nie należą już do niego, lecz do Jezusa Chrystusa, który jest życiem jego" (por. Osserv. Rom. 17 X 1958).

Do tych szczytów kapłańskiego życia św. Jan Vianney nas wszystkich nawołuje i gwałtownie napędza. By więc dzisiejsi kapłani w tym przede wszystkim kierunku się wysilali, całym sercem Nasze również dołączamy upomnienia. Ich troski i kłopoty dobrze znamy, wiemy też, na jakie dziś trudności napotyka ich działalność apostolska. Jeśli bolejemy, że dusze niektórych nurtami tego świata bywają miotane na wszystkie strony i znużone drętwieją, to jednak z drugiej strony z doświadczenia znamy również u ogromnej większości innych ich wiarę, wśród raf mocną, oraz żar duszy, z jakim wielu szlachetnie zdąża ku szczytom. Do jednych i do drugich Chrystus w dniu ordynacji zwrócił się z pełnymi czułości słowy: "Już nie nazwę was sługami, lecz przyjaciółmi" (Pontificale Rom.; por. J 15,15). Oby niniejsza encyklika przyczyniła się całemu duchowieństwu, iżby ta przyjaźń utwierdziła i wzrosła, gdyż na niej przecież zasadza się głównie radość i owocność wszelkiej działalności kapłańskiej.
Cel encykliki

Nie jest, Czcigodni Bracia, Naszym zamiarem, poruszać wszystkie poszczególne kwestie, dotyczące dzisiejszego życia kapłańskiego. Owszem, za przykładem św. Piusa X: "nie powiemy zgoła nic, czegobyście nie byli słyszeli, ani nic nowego, lecz tylko to, o czym powinni wszyscy dobrze pamiętać" (Exhort. "Haerent animo", str. 238). - W rzeczy samej rysy duszy tego Świętego, należycie uwydatnione, mają niewątpliwie to do siebie, że z łatwością doprowadzają nas do rozważania tych rzeczy, które muszą obowiązywać w każdej epoce, które jednak w chwili obecnej tak są ważkie, iż wydaje się, że do zalecenia ich w szczególny sposób jesteśmy Naszym urzędem apostolskim zobowiązani.

Kościół Katolicki, który do zastępu Świętych, wyniósł tego kapłana, "podziwu godnego gorliwością pasterską oraz niegasnącym żarem modlitewnym i pokutnym" (Oracja Mszy w święto J. M. Vianney), sto lat po jego zgonie, pełen matczynej radości przedstawia go całemu duchowieństwu ku naśladowaniu, jako promienny wzór tak ascezy kapłańskiej, jak pobożności - szczególnie eucharystycznej, jak wreszcie gorliwości pasterskiej.

Część pierwsza
Asceza kapłańska
Rady ewangeliczne i świętość kapłańska. Św. Jan Vianney wzorem ubóstwa ewangelicznego. - Zastosowanie do kapłanów dzisiejszych - Jego anielska czystość - Jego duch posłuszeństwa

Nie można mówić o św. Janie Marii Vianney, by nie uprzytomnić sobie obrazu kapłana, który, odznaczając się w sposób szczególny dobrowolnym umartwieniem ciała oraz wiedziony jedynie miłością Boga i troską o zapewnienie duszom zbawienia, odmawiał sobie prawie całkowicie pokarmów i snu, zadawał sobie bardzo surowe ćwiczenia pokutne, a przede wszystkim w prężnym męstwie ducha zapierał się siebie samego. Nie wszyscy chrześcijanie oczywiście są zobowiązani podejmować ten sposób życia. Jednakże Opatrzność Boża sprawia, że w żadnym czasu okresie nie brak Kościołowi takich pasterzy dusz, którzy, posłuszni tchnieniu Ducha Świętego, nie wahają się pójść na tę drogę, ponieważ zwłaszcza takim sposobem życia wielu ludzi bywa. łatwiej nawracanych z bezdroży błędów i występków na poprawne i owocne tory życia. Wszakże podziwu godny wysiłek poświęcania się, którym odznaczał się św. Jan Vianney, ten mąż. "surowy dla siebie, łagodny dla drugich" (por. Archiv. Secr. Vat. S. SS. Rit. Processus, t. 227, str. 196), nader odpowiednio i jasno przypomina, pod jakim szczególnie względem kapłani powinni oddawać się cnocie pokuty, dla doskonałości życia, im właściwej.
Rady ewangeliczne a świętość kapłańska

Poprzednik nasz, śp. Pius XII, dla lepszego naświetlenia tej doktryny oraz by pozbawić ją pewnych niewłaściwych wątpliwości, zaprzeczył wprawdzie "jakoby stan duchowny, jako taki, i o ile pochodzi z prawa Bożego - z natury swojej lub przynajmniej z postulatu tejże natury - wymagał, by jego członkowie zachowywali rady ewangeliczne" (Przemów. "Annus sacer.", AAS 1950, 29), i słusznie ujął konkluzję w tej sprawie w takich słowach: "Duchowny więc nie na mocy prawa Bożego związany jest radami ewangelicznymi ubóstwa, czystości i posłuszeństwa" (Tamże). Jednakże poprawną myśl tegoż Papieża, tak bardzo zatroskanego o świętość kleru spaczyłby niewątpliwie i stałej w tym względzie nauce Kościoła przeczyłby, ktoby śmiał stąd wnioskować, że duchowni są mniej niż zakonnicy zobowiązani dążyć do ewangelicznej doskonałości życia. Rzecz bowiem ma się wręcz odwrotnie. Do należytego bowiem wykonania obowiązków kapłańskich "konieczna jest większa wewnętrzna świętość, niż jej wymaga nawet stan zakonny" (S. Thom, Sum Th. 2 - 2ae, q. 184, a 8, in C.). I jeśli duchownym, by zdołali tę świętość obyczajów rzeczywiście osiągnąć, rady ewangeliczne nie są nakazane mocą samego stanu duchownego, jednakże one służą im, jak wszystkim wiernym, jako najpewniejsza droga do osiągnięcia upragnionej mety chrześcijańskiej doskonałości. Zresztą - ku wielkiej Naszej pocieszę, jakże liczni dziś kapłani, żywiący szlachetne tendencje, wykazują, że to samo odczuwają, gdy chociaż należą do kleru diecezjalnego, domagają się od pobożnych zrzeszeń, aprobowanych przez władzę kościelną, usług i pomocy, by zdołali na drogę doskonałości wejść łatwiej i skuteczniej.

W przekonaniu zaś, że "wielka godność kapłaństwa polega całkowicie na naśladowaniu Chrystusa" (por. AAS 1953, 288), kapłani winni jak najuważniej wsłuchiwać się w te upomnienia Boskiego Mistrza: "Jeśli, ktoś chce pójść za mną, niechaj zaprze się siebie samego, weźmie krzyż swój i naśladuje mnie" (Mat. 16,24). Zachowano dla historii, że "święty Proboszcz z Ars to zdanie Pańskie często rozważał skupionym duchem, i że to właśnie postanowił wprowadzić w swoje życie" (por. Arch. Secret. Vat., t. 227, str. 42). Co, za łaską Bożą, ochoczo pojął, to z największą siłą natychmiast wprowadził w czyn, i przykładem swoim poprzez różną służbę cnocie ascezy kapłańskiej jeszcze dziś wykazuje nam bezpieczną drogę, na której błyszczą jasnym światłem jego ubóstwo, czystość, posłuszeństwo.
Św. Jan M. Vianney przykładem ewangelicznego ubóstwa

Nade wszystko rozważajcie przykład ubóstwa. Cnotą tą pokorny Proboszcz z Ars, współzawodnicząc, naśladował Patriarchę z Asyżu, którego regułę, przyjęty do trzeciego zakonu franciszkańskiego, wiernie zachowywał (por. tamże, t. 227, str. 137). Bogaty w świadczeniu innym, całkiem zaś ubogi dla siebie, przeszedł przez życie oderwany od przemijających i przebrzmiewających dóbr tego świata, a jego serce, od tych przeszkód wolne i swobodne, mogło otwierać się szeroko nędzom wszelkiego rodzaju, które, pociechy szukając, zewsząd ku niemu spływały. "Sekret mój - mawiał - niezwykle łatwo pojąć. Zawiera się bowiem w tych niewielu słowach: wszystko darować, sobie zaś niczego nie zatrzymywać" (por. tamże, t. 227, str. 92). Ta wstrzemięźliwość od dóbr doczesnych sprawiła, że ubogich, zwłaszcza swojej parafii, otaczał czułą i troskliwą opieką. Z największą delikatnością odnosił się do nich i obejmował ich "szczerą miłością, najwyższą dobrocią, owszem czcią" (por. tamże, t. 3897. str. 510). Upominał, że nigdy nie wolno lekceważyć potrzebujących, gdyż pogardzenie nimi uderza w samego Boga. Gdy zaś żebrzący pukali do jego drzwi, przyjmował ich z miłością i szalenie cieszył się, że może tak do nich mówić: "Sam żyje również w niedostatku, jestem jednym z pośród was" (por. tamże, t. 227. str. 334). A pod koniec życia radował się, powtarzając te słowa: "Już wesoły będę odchodził, niczego już nie posiadam, a w ten sposób, gdy dobremu Bogu spodoba się mnie odwołać, odejdę gotów i przygotowany" (por. Arch. Secr. Vat t. 227, str. 305).
Zastosowanie do dzisiejszych kapłanów

Z tego pojmiecie już, Bracia Czcigodni, jak gorąco wzywamy wszystkich, ilu ich mamy najdroższych synów, uczestników kapłaństwa, by te przykłady ubóstwa i miłości rozważali w sercu swoim. "Codzienne doświadczenie świadczy - pisał Pius XI, myśląc o św. Janie M. Vianney, że kapłani, wiodący życie w ubóstwie, którzy zgodnie z nauką ewangelii naprawdę w żaden sposób nie szukają swoich korzyści, wnoszą cudowne zawsze dobra w lud chrześcijański" (Enc. "Divini Redemptoris" AAS 1937, 99). Tenże sam Papież, gdy rozważał sytuację dzisiejszej społeczności ludzkiej, skierował również do kapłanów, - nie mniej niż do innych ludzi - to poważne upomnienie: "Skoro widać, jak ludzie wszystko za pieniądze sprzedają, wszystkim dla zysku handlują, niechaj ci poprzez powaby zdrożności przechodzą wolni od zbytniej troski o siebie, a gardząc święcie niegodnym pożądaniem korzyści, niechaj nie zysków pieniężnych szukają lecz zysków dusz, niechaj pragną i szukają chwały nie swojej lecz Boga" (Enc. "Ad catholici sacerdotii", AAS 1936, 28).

Nader konieczną jest rzeczą, by słowa te, mocno utkwiły w duszy każdego kapłana. Jeżeli ktoś posiada jakieś dobra, prawowicie nabyte, niech się strzeże, by nie był do nich chciwie przywiązany. Niechaj raczej pamięta, że w myśl przepisów Kodeksu Prawa Kan. o beneficjach kościelnych, jest gravi officio zobowiązany, "wydać zbywające (dochody) na rzecz ubogich lub pobożne cele" (CIC can. 1473). Dałby Bóg, by nikt nie zasłużył sobie na surowy sąd, którym niegdyś Proboszcz z Ars napiętnował swoje owieczki: "Jakże wielu zachowuje odłożone pieniądze, gdy tylu biednych ginie z głodu" (por. Sermons du B. Jean B. M. Vianney, 1909 t. I, str. 364). Wiadomo nam oczywiście, że dziś wielu kapłanów wiedzie życie naprawdę w niedostatku. Gdy ci wspomną, że jeden z pośród nich został wyniesiony do czci niebiańskiej - który wyrzekłszy się dobrowolnie wszystkiego, niczego bardziej nie pragnął, niż to, by widzieć się najuboższym w swojej parafii (por. Acta Secr. Vat. t. 227, str. 91), - mają niewątpliwie skąd czerpać zbawienną podnietę do ćwiczenia się w zaparciu się siebie, do gorliwego pielęgnowania ewangelicznego ubóstwa. A jeśli ojcowska troskliwość Nasza może im przyczynić pociechy, niechaj wiedzą, że My niezmiernie się cieszymy, iż oni, nie kierują się żadnym względem na własną korzyść, szlachetnie usługują Chrystusowi i Kościołowi.

Gdy wszakże tak usilnie zalecamy i wynosimy dostojną cnotę ubóstwa, niechaj nikt nie mniema, że aprobujemy niegodną ze wszech miar nędzę, w której niekiedy słudzy Boży zmuszeni są żyć bądź w miastach, bądź w odległych wioskach. W tej sprawie św. Beda, wykładając słowa Pańskie o wstrzemięźliwości w stosunku do dóbr ziemskich, w Komentarzu swoim odwodzi od niewłaściwej interpretacji tego miejsca w następujący sposób: "Nie należy mniemać, że nakazano, by święci niczego z pieniędzy nie zachowali dla zaradzenia potrzebom bądź własnym, bądź ubogich: gdyż czytamy że i sam Pan... dla nauki Kościoła swego... miał pieniądze..., lecz by nie dla nich służono Bogu, i by z obawy niedostatku nie zaniechano sprawiedliwości" (In Lucae Ev. Expositio, IV, in c. 12, Migne, PL. 92, col. 494 - 5). Zresztą godzien jest pracownik zapłaty swojej (por. Łk 10,7). Pobudzeni tą samą troską co Poprzednik Nasz, gorąco prosimy wiernych, by chętnie posłuchali wezwań Pasterzy, którzy chwalebnie zabiegają o to, by ich pomocnikom w świętej posłudze nie brakło tego co konieczne jest dla codziennego utrzymania (por. Adhort. Apost. Menti Nostrae, AAS 1950, 697 - 699).
Anielska czystość św. Jana Vianney

Jan M. Vianney, jak wstrzemięźliwością w rzeczach zewnętrznych, tak też jako wzór promieniował w dobrowolnym umartwieniu ciała. "Jednym tylko sposobem - tak mawiał on - może ktoś jak należy, poświęcić się Bogu przez zaparcie się siebie samego i przez praktykowanie pokuty: a mianowicie poświęcając Mu się cały" (por. Archiv. Secr. Vat. t. 227, str. 91). Św. Proboszcz z Ars ściśle to wykonywał w zakresie czystości, przez całe swoje życie.

Wspaniałe te przykłady czystości zdają się w szczególny sposób wskazane kapłanom naszych czasów, ponieważ - jak to niestety zachodzi w licznych krajach - kapłani z racji swego urzędu muszą przebywać w pośród społeczności ludzkiej, opanowanej zbytnią swobodą obyczajów, zarażonej deprawacją. W tym stanie rzeczy niewątpliwie nader często stwierdzają oni słuszność wypowiedzi św. Tomasza z Akwinu: "Trudniej jest dobrze żyć w duszpasterstwie, z powodu zewnętrznych niebezpieczeństw" (Sum. Th. 1. c.). Do tego dochodzi, że często czują się oni duchowo osamotnieni, oraz że sami wierni, dla których zbawienia oni się poświęcają, mało okazują im zrozumienia, mało ich wspierają i podtrzymują w ich przedsięwzięciach. Tych wszystkich a zwłaszcza tych, którzy bardziej odczuwają osamotnienie, i którzy żyją wśród większych niebezpieczeństw dla tej cnoty, pragniemy, Czcigodni Bracia, niniejszą encykliką nieustannie upominać, by całe ich życie było niejako odblaskiem wspaniałości świętej czystości, cnoty, którą św. Pius X słusznie nazwał "naszego kapłaństwa najznakomitszą ozdobą" (Exhort. "Haerent animo", Acta Pii X, IV, str. 260). Wy zaś, Czcigodni Bracia, starajcie się wedle sił i żadnych nie szczędząc trudów, by powierzony wam kler mógł mieć takie warunki życia i świętej pracy, jakie najbardziej sprzyjają ich radosnej gorliwości. W szczególności należy dołożyć wszelkich starań i zabiegów, by usunąć niebezpieczeństwa zbyt osamotnionego życia, by odpowiednimi upomnieniami zabroniono nieroztropnego lub nierozważnego postępowania, by wreszcie ujarzmiono niebezpieczeństwa tak bezczynności jak nieopanowanej aktywności zewnętrznej. W związku z tym wprost narzuca się przypomnieć pełne mądrości przepisy wydane przez ostatniego Poprzednika Naszego w encyklice "Sacra Virginitas" (AAS 1954, 161 - 191).

Powiedziano o Proboszczu z Ars, że oblicze jego promieniowało anielską czystością (por. Arch. Sers. Vat. t. 3897, str 536). I rzeczywiście, kto jeszcze teraz wpatruje się w niego myślą i sercem, nie tylko uderzony bywa jędrnym męstwem jego ducha, z jakim ten atleta Chrystusa podbijał swoje ciało w niewolę (por. 1 Kor 9,27), lecz również ową nader skuteczną siłą przekonywania, z jaką rzesze pobożnych pielgrzymów, doń spływających, górną jakąś dobrocią skłaniał, by wstępowały w jego ślady. Dzięki bowiem długiemu zasiadaniu w konfesjonale poznał ponure ruiny spowodowane pożądliwością ciała. Z tego powodu lamentował: "Gdyby nie było dusz bardzo niewinnych, które wynagradzają Bogu, znieważanemu naszymi występkami, ileż i jakie srogie kary musielibyśmy ponieść!" A ponieważ mówił z doświadczenia, zachęcał słuchaczy w taki sposób: "Czyny pokutne opływają w takie radości i w takie pociechy, że gdy się ich raz dozna, nigdy nie można się bez nich obyć... Na tej drodze jedynie pierwsze kroki są trudne" (por. Arch. Secr. Vat. t. 3897, str 304).

Ten ascetyczny sposób życia, którym należy utrzymać czystość kapłańską, sprawia, że duch kapłana, nie tylko nie zamyka się w jałowym samolubstwie, lecz staje się bardziej usłużny i szerzej otwarty wobec potrzeb braci. W tym względzie św. Jan M. Vianney pięknie zauważa: "Dusza ozdobiona cnotą czystości, innych nie miłować nie potrafi, ponieważ odnalazła źródło i pochodzenie miłości, to jest Boga". Ileż i jakże wielkie dobra wnoszą do społeczności ludzkiej tego rodzaju ludzie, którzy od zapobiegliwości o sprawy doczesne wolni, służbie Bożej całkowicie oddani, życie, myśli i siły swoje zużywają na rzecz braci! Jakąż łaską są dla Kościoła kapłani szczerze zabiegający o zachowanie nieskalanej czystości! Wraz z śp. Piusem XI uważamy tę cnotę za najprzedniejszą ozdobę katolickiego kapłaństwa i "o ile chodzi o dusze kapłańskie wydaje nam się, że ona odpowiada intencjom i pragnieniom Najśw. Serca Jezusowego w sposób szczególnie godny i właściwy". (Enc. "Ad catholici sacerdotii"; AAS 1936, 28). Czyż nie do tychże intencji Bożej miłości wybiegała myśl św. Jana M. Vianney, kiedy pisał te natchnione słowa: "Kapłaństwo jest miłością Najświętszego Serca Jezusowego" (por. Arch. Secr. Vat t.227, 29).
Duch posłuszeństwa

Odnośnie cnoty posłuszeństwa, którą ten święty mąż również promieniował, niezliczone istnieją świadectwa. Można naprawdę powiedzieć, że wierność wobec sterników Kościoła, którą przyrzekł w chwili przyjmowania kapłaństwa, i której stale dotrzymywał niewzruszenie, doprowadziła go do pewnej nieprzerwanej ofiary z woli przez przeciąg lat czterdziestu. W rzeczy samej przez całe życie gorąco pragnął życia w cieniu na samotni i w milczeniu, a obowiązki pasterskie uważał niejako za zbyt wielki ciężar złożony na jego barki, od którego też usiłował kilkakrotnie się uwolnić. Lecz jego posłuszeństwo, okazywane Biskupowi, było wprost podziwu godne. W tym względzie przytoczmy, Czcigodni Bracia, w niniejszej encyklice, niektóre świadectwa: "Już od piętnastego roku życia gorzał pragnieniem życia samotnego, a ponieważ ono pozostało niespełnione, przeto pozbawiony został wszystkiego i wszelkich radości, jakich mógłby był zaznać w swojej sytuacji" (por. tamże, t. 227, str. 74); lecz "Bóg nie pozwolił urzeczywistnić tego postanowienia. Ten sposób niewątpliwie Opatrzność Boża obmyśliła, by św. Jan M. Vianney wolę swoją poddawał posłuszeństwu, a nad swoje pragnienia przekładał obowiązki swego urzędu. A w ten sposób nigdy nie uniknął wysiłku zapierania się siebie samego" (por. tamże t. 227, str. 39). "Jan M. Vianney, pragnąc całkowicie oddać się posłuszeństwu wobec swoich zwierzchników, pełnił obowiązki proboszcza w Ars, i na tym stanowisku wytrwał aż do śmierci" (por. tamże. t. 3895, str. 153).

To pełne posłuszeństwo wobec zarządzeń zwierzchników było - należy to podkreślić - całkowicie oparte na motywach nadprzyrodzonych. Uznając mianowicie władzę kościelną i należycie jej ulegając, składał on akt wiary w stosunku do słów Chrystusa Pana, wyrzeczonych do apostołów: "Kto was słucha, mnie słucha" (Łk 10,16). By się zaś do zwierzchników swoich wiernie dostroić, ćwiczył się w habitualnym ujarzmianiu swej woli, bądź podejmując ciężar słuchania spowiedzi św., bądź z taką pomocą spiesząc innym konfratrom w apostolstwie, która przynosiła owoce coraz obfitsze i coraz zbawienniejsze.
Zastosowanie do dzisiejszych kapłanów

Otóż ten sposób w pełni integralnego posłuszeństwa przedstawiamy kapłanom jako wzór, pełni ufności, że oni, potęgę i piękno tej cnoty dostatecznie pojmując, będą się w niej utwierdzać coraz żarliwszym wysiłkiem. Gdyby zaś byli tacy - co się niekiedy dziś przytrafia - którzy by odważyli się poddać w wątpliwość najwyższą wagę tej cnoty, niechaj ich zgani nauka Poprzednika Naszego, śp. Piusa XII, którą należy wbić sobie w pamięć: "świętość życia każdego poszczególnego i skuteczność apostolstwa opierają się i podtrzymują, jak na solidnym fundamencie, na stałym i wiernym posłuszeństwie wobec świętej hierarchii" (Exhort. "In auspicando"; AAS 1948, 375). Zresztą, jak dobrze wiecie, Czcigodni Bracia, ostatni Poprzednicy Nasi często, i poważnie upominali kapłanów o wielkości niebezpieczeństwa, w stosunku czy to do doktrynalnego magisterium Kościoła czy do wskazanych różnych dróg i sposobów apostolstwa, czy wreszcie w stosunku do karności kościelnej.

Nie chcemy się dłużej zatrzymywać nad tą sprawą, a raczej uważamy za wskazane upomnieć wszystkich, ilu ich mamy synów uczestniczących w katolickim kapłaństwie, by w duszach swoich pielęgnowali tę miłość, dzięki której odczuliby głęboko, że są związani z Matką Kościołem więzami coraz ściślejszymi. Jest przekazem historycznym, że św. Jan M. Vianney tak żył w Kościele, że jedynie dla niego pracował i się spalał, niby słoma podpalona rozpalonym węglem.

Niechaj również nas, jako kapłaństwem Jezusa Chrystusa ubogaconych, całkowicie ogarnie i strawi płomień, pochodzący od Ducha Świętego. Siebie i wszystko nasze zawdzięczamy Kościołowi. Dlatego działajmy codziennie jedynie w jego imieniu i jego autorytetem, i to tak, byśmy obowiązki, które on nam powierzył, należycie wykonywali, a starajmy się mu służyć związani węzłami bratniej jedności, oraz tak doskonałym sposobem działania, jakim koniecznie trzeba mu usługiwać (por. Arch. Secr. Vat. t. 227, str. 136).
Część druga
Modlitwa i kult eucharystyczny
Modlitwa w przykładach i naukach św. Proboszcza z Ars. - Kapłan na pierwszym miejscu jest mężem modlitwy. - Eucharystyczna pobożność św. Proboszcza. - Znaczenie Eucharystii w życiu kapłana. - Kapłaństwo a Ofiara Mszy św.-Msza św. pierwszym źródłem osobistego uświęcenia kapłana.

Św. Jan M. Vianney, który - jak powiedzieliśmy - tak bardzo pielęgnował cnotę pokuty, uważał również za pewnik, że "kapłan nade wszystko musi być oddany stałej modlitwie" (por. tamże, t. 227, str. 35). Dlatego wiadomo, że gdy świeżo został ustanowiony proboszczem wioski, w której życie chrześcijańskie całkowicie zamarło, nocami długie i słodkie spędzał godziny na adoracji Jezusa w Jego sakramencie miłości. I w świętym tabernakulum upatrywał źródło, z którego stale czerpał górne moce, jakimi odżywiał i odnawiał osobistą pobożność i którymi zapewniał skuteczność swej apostolskiej pracy, tak dalece, że do wioski Ars za czasów tego świętego męża, można odnieść najsłuszniej sławne słowa, którymi Poprzednik Nasz, śp. Pius XII opisał chrześcijańska parafię: "Ośrodkiem jest kościół, ośrodkiem kościoła tabernakulum, a u jego boku konfesjonał, skąd przywraca się chrześcijańskiemu ludowi nadprzyrodzone życie lub zdrowie" (por. Discorsi e Radiom., t. 14, str. 452).

Dzisiejszym kapłanom, którzy niekiedy zwykli wynosić skuteczność działalności zewnętrznej ponad słuszną miarę i tak łatwo z własną swoją szkodą hołdują ruchliwości w posłudze, jakże na czasie, jakże zbawiennym jest przykład nieprzerwanej modlitwy ze strony tego męża, który całkowicie pogrążył się w zaspakajaniu potrzeb dusz! "Co nam kapłanom przeszkadza w zdobyciu świętości - mówił Proboszcz z Ars, to brak refleksji. Mamy wstręt odwracać duszę od rzeczy zewnętrznych. Nie wiemy co prawdziwie należy czynić. Nam potrzeba skupionej refleksji, nieustającej modlitwy, ścisłego zjednoczenia z Bogiem". Jak wynika z świadectw o jego życiu, trwał on w stanie stałej modlitwy, z którego żadną miarą nie zdołały go wyprowadzić ani trud spowiadania ani inne obowiązki pasterskie.

"Chociaż rozrywany największymi zajęciami, rozmowy z Bogiem nie przerywał" (por. Archiv. Secr. Vat., t. 227, str. 131).

Lecz każmy mówić jemu samemu. Był on niewyczerpany, gdy mówił o szczęściu i korzyściach, jakich doświadczamy, modląc się: "Jesteśmy żebrakami, którzy muszą wszystko od Boga uprosić" (por. tamże, t. 227, str. 1100.) "Jakże wielu możemy nawrócić do Boga naszymi modlitwami" (por. tamże, t. 227, str. 54). I zwykł był powtarzać: "Modlitwa bardzo żarliwa, wznoszona ku Bogu: oto całkowita szczęśliwość człowieka tu na ziemi" (por. tamże, t. 227, str. 45). Tej szczęśliwości sam obficie zażywał, gdy umysł, górnym światłem oświecony, nastawiał ku rozmyślaniu rzeczy niebiańskich, i gdy prostą i czystą swą duszę wznosił od tajemnicy Słowa Bożego Wcielonego aż do szczytów Trójcy Przenajświętszej, którą darzył najczulszą miłością. A rzesze pielgrzymów, otaczające go w świątyni, rozumiały, że pokorny ten kapłan ujawnia im nieco z tajników swego życia wewnętrznego, gdy z rozpalonych jego piersi rozbrzmiewały często te słowa: "Być miłowanym przez Boga, być zjednoczonym z Bogiem, chodzić w obecności Boga, żyć w Bogu: o, jakże szczęśliwe życie, o, jak szczęśliwa śmierć" (por. tamże, t 227, str. 29).
Kapłan jest w pierwszym rządzie mężem modlitwy

Gorąco pragniemy, Czcigodni Bracia, by kapłani, powierzeni waszej pieczy, pobudzeni tymi dokumentami życia św. Jana M. Vianney, uważali za całkowity pewnik, że muszą ze wszech miar nad tym pracować, by odznaczali się oddaniem modlitwie oraz że to naprawdę można osiągnąć, chociażby niekiedy byli pochłonięci nadmiarem pracy apostolskiej. Lecz, aby to osiągnąć, trzeba, aby ich życie w pełni zgodne było z zasadami wiary. Tą wiarą całkowicie przeniknięty Jan M. Vianney tak przedziwnych dokonał rzeczy: "O, jak cudowna tego kapłana wiara!" - tak zawołał jeden, z jego współbraci w kapłaństwie - "tak jest ona wielką, iżby mogłaby ubogacić wszystkie dusze całej diecezji!" (por. tamże, t. 227, str. 976).

To zaś ścisłe zjednoczenie z Bogiem najbardziej sprawiają i chronią różne praktyki kapłańskiej pobożności, z których kilka, większego jest znaczenia. Kościół przepisał je światłymi normami zwłaszcza codzienne odprawianie rozmyślania, pobożne nawiedzanie Najświętszego Sakramentu, odmawianie różańca maryjnego, staranny rachunek sumienia (can. 125). Do odmawiania codziennie brewiarza kapłani są zobowiązani na mocy poważnego obowiązku (gravi officio) przyjętego wobec Kościoła (can. 135).

Może z powodu zaniedbania jednej z tych norm kapłani często stają się ofiarami wiru rzeczy zewnętrznych, powoli jałowieją wewnętrznie, a wreszcie oczarowani, niestety, ułudami doczesności, popadają w ciężkie niebezpieczeństwo, gdy już są pozbawieni jakiejkolwiek broni duchowej. Natomiast Jan M. Vianney, odwrotnie, "gdy bez wytchnienia oddawał się sprawie zbawienia cudzego, swojego mimo to nie zaniedbywał. Osobistą swoją świętość jak najbardziej pielęgnował, by tym skuteczniej zdołał do niej doprowadzać innych" (por. Arch. Secr. Vat., t. 227, str. 36).

By więc użyć słów św. Piusa X: "Uważamy to za całkowity pewnik, że kapłan, aby godnie piastował swoją godność i sprawował swój urząd, musi być w wybitnym stopniu oddany modlitwie.... Kapłan o wiele żarliwiej niż inni winien być posłuszny nakazowi Chrystusa: Trzeba się zawsze modlić. Opierając się na tym, św. Paweł tak bardzo polecał: "Trwajcie na modlitwie; czuwajcie w niej na dziękczynieniu, bez przerwy się módlcie" (Exhort. "Haerent animo", Acta Pii X, IV, str 248 - 249). A nadto chętnie czynimy swoimi słowa, którymi ostatni Poprzednik Nasz na samym wstępie swego pontyfikatu, dał kapłanom niby hasło: "Módlcie się, módlcie się więcej, coraz więcej i żarliwiej" (Przem. 24. VI. 1939; AAS 1939, 249).
Eucharystyczna pobożność św. Proboszcza

Modlitwa św. Jana M. Vianney, o którym można powiedzieć, że ostatnie trzydzieści lat spędził prawie w świątyni, gdzie zatrzymywały go niezmierne rzesze penitentów, wyróżniała się szczególną cechą, mianowicie tym, że zwracała się głównie ku Eucharystii. Prawie nie do wiary, z jakim żarem pobożności odnosił się on do Chrystusa obecnego w Najśw. Sakramencie. "Tam jest - mawiał - Ten, który nas tak bardzo umiłował; dlaczego nie mielibyśmy Go miłować my"? (por. Arch. Secr. Vat. t. 227, 1103). I rzeczywiście otaczał Sakrament Ołtarza czułą miłością, a serce jego rwał ku tabernakulum jakiś górny poryw, któremu oprzeć się nie potrafił. Wiernych zaś swoich tak uczył sposobu modlitwy: "Wcale nie trzeba wielu słów, aby się dobrze modlić. Wiarą wierzymy, że tam, w św. Tabernakulum, obecny jest dobry Bóg; jemu otwierajmy serce; że nas dopuszcza do siebie, z tego się radujmy; oto najlepszy sposób modlitwy", (por. tamże, t. 227, str. 45). Niczego więcej nie czynił, by budzić cześć i miłość wiernych ku Chrystusowi utajonemu w Sakramencie Eucharystii, i by skłonić ich do posilania się Boskim pokarmem. Przykładem zaś swoim wyprzedzał wszystkich. "By ktoś się do tego przekonał, zeznali świadkowie - wystarczyło patrzeć na niego, jak celebrował Mszę św., lub choćby tylko, jak klękał, gdy przechodził przed tabernakulum" (por. tamże., t. 227, str. 459).
Ważność Eucharystii w życiu kapłana

"Cudowny przykład św. Jana M. Vianney - stwierdza Poprzednik Nasz, śp. Pius XII - zachowuje również dla naszych czasów całą swoją moc" (por. Message 25. VI. 1956, AAS 1956, 579). Kapłańska bowiem, długotrwała modlitwa przed ołtarzem Najśw. Sakramentu taką bije godnością i taką posiada skuteczność, jakiej kapłan w żaden inny sposób zyskać ani żadnym innym sposobem zastąpić nie może. Kapłan więc, bądź gdy Chrystusa Pana adoruje i dzięki Mu składa, bądź gdy daje zadośćuczynienie za winy swoje i cudze, bądź gdy się gorąco modli, by zawierzone mu sprawy Bogu polecić, rozpala się jeszcze żywa miłością do Boskiego Odkupiciela, któremu wyznał wiarę oraz do ludzi, których otacza troską duszpasterską. Nadto kult Eucharystii, jeśli jest gorący, pilny, gorliwy ten wywiera skutek: doskonałość duszy kapłana ożywia się, wzrasta, a w spełnianiu apostolskiej służby przypływają mu nadprzyrodzone siły, w jakie mężni pracownicy Chrystusa muszą być zawsze wyposażeni.

Nie chcemy pominąć milczeniem potęgi również dobrodziejstw, jakie stąd płyną na samych wiernych, którzy są świadkami pobożności kapłanów, i pobudzają się ich przykładem. Słusznie bowiem Poprzednik Nasz, śp. Pius XII, przemawiając do duchowieństwa Rzymu, zauważył: "Jeśli pragniecie, by wierni, wam zawierzeni, pobożnie i chętnie się modlili, trzeba, aby w świątyni świecił im wasz przykład, aby was widzieli modlących się. Kapłan, który na kolanach przed Najśw. Sakramentem, w godnej postawie ciała, żarliwym sercem modli się do Boga, stanowi przewspaniały przykład dla chrześcijańskiego ludu, stając się mu pobudką i zachętą do współzawodniczenia w praktykach pobożności", (por. Przemówienie 13 III 1943; AAS 1943, 114 - 115).

Takiej to broni używał nowy Proboszcz w Ars w apostolskiej służbie, a nie ulega żadnej wątpliwości, że jest ona najskuteczniejszą we wszystkich warunkach czasu i miejsca.
Kapłan a Ofiara Mszy św.

Niechaj wszakże nigdy nie ujdzie pamięci, że główna forma eucharystycznej modlitwy dokonuje się i zawiera w świętej ofierze ołtarza. Trzeba na to szczególnie nalegać, Czcigodni Bracia, ponieważ chodzi tu o jeden z istotnych aspektów kapłańskiego życia, o niezmiernej wadze.

Nie zamierzamy obecnie szerzej wykładać doktryny Kościoła przekazanej przez przodków, o kapłaństwie i Ofierze eucharystycznej - Poprzednicy Nasi, śp. Pius XI i Pius XII magistralnymi dokumentami nauką tę wyłożyli, tak iż pozostaje nam upomnieć was, by, za troskliwym staraniem również waszym, poznali je należycie kapłani i wierni, waszej pieczy powierzeni. W ten sposób bowiem zanikną niektóre niejasności, a wybujałości, jakie się niekiedy pojawiały w tym przedmiocie, poddanym dyskusji, zostaną sprowadzone na właściwą płaszczyznę.

Jednakże uważaliśmy za nader wskazane niniejsza encyklikę również w tej sprawie pokazać, z jakiej to przede wszystkim racji św. Proboszcz z Ars, heroicznie wierny obowiązkom kapłańskim, zasługuje w pełni na to, by przedstawiono go duszpasterzom za przykład najpiękniejszej cnoty, i by go ogłoszono niebiańskim ich Patronem. Jeżeli, w rzeczy samej, prawdą jest, że kapłan został wyniesiony do tego stanu po to, by służyć ołtarzom, i jeśli rozpoczął wykonywanie swego kapłaństwa Ofiarą Eucharystyczną, to tak samo prawdą jest, że Ofiara Eucharystyczna pozostaje szafarzowi Bożemu przez przeciąg całego jego życia bazą i źródłem tak świętości, o którą się stara, jak i apostolskiej działalności, której się oddaje. Otóż to właśnie wykazuje się wspaniale u św. Jana Vianney.

Na czymże bowiem zasadza się szczyt apostolstwa kapłańskiego, rozważanego w jego istotnej działalności, jeśli nie na tym, by kapłan, gdziekolwiek żyje Kościół, gromadził około ołtarza lud, zjednoczony wiarą, odrodzony chrztem św., oczyszczony z win? Wówczas bowiem kapłan, na mocy otrzymanej świętej władzy, sprawuje boską Ofiarę, w której Jezus Chrystus odnawia Ofiarę jedyną, jaką złożył na Kalwarii dla odkupienia rodzaju ludzkiego i dla uwielbienia Ojca Niebieskiego.

Chrześcijanie zaś, zespoleni w jedno, ofiarują wówczas poprzez posługę kapłana, najwyższemu i odwiecznemu Bogu Ofiarą Bożą i ofiarują samych siebie jako "hostię żywą, świętą, miłą Bogu" (Rzym 12,1). Tamże lud Boży, ukształcony nauką i przykazaniami wiary i odżywiony Ciałem Chrystusowym, znajduje to, co daje i potęguje mu życie nadprzyrodzone, i co, jeśli trzeba, przywraca jego jedność. Tamże nadto na całym świecie od pokolenia do pokolenia wzrasta duchowymi siłami Mistyczne Ciało Chrystusa, którym jest Kościół.

Otóż, ponieważ św. Jan Vianney z dnia na dzień stale coraz więcej wyłącznie pogrążał się w głoszeniu prawd religijnych i oczyszczaniu dusz ze zmaz grzechowych i ponieważ w każdym akcie swego świętego urzędu zwracał się ku ołtarzowi Bożemu, przeto słusznie należy jego życie nazwać wybitnie kapłańskim i pasterskim. Nie ulega wątpliwości, że do świątyni w Ars grzesznicy hurmem i z radością napływali, przyciągani opinią świętości Proboszcza, podczas gdy nie mała liczba kapłanów ma duże trudności, by skupić dokoła siebie lud powierzony ich kierownictwu, i by mu, niby misjonarze, choćby tylko podstawowe przyswoić zasady doktryny chrześcijańskiej. - Niechaj te apostolskie prace, konieczne i niekiedy trudne, nie przeszkodzą mężom Bożym pamiętać o najwyższej sprawie, do której winni dążyć, a którą osiągnął św. Jan Vianney. gdy w pokornym swoim wiejskim kościele cały się poświęcał przednim powinnościom apostolskiego życia.

Msza św. pierwszym źródłem osobistego uświęcenia kapłana

To zaś należy podkreślić szczególnie: Kapłan dla wszystkiego, cokolwiek planuje, lub chce, albo czyni, by stać się świętym, czerpać musi model i górną moc z Ofiary Eucharystycznej, którą składa, zgodnie z wezwaniem Pontyfikału Rzymskiego: "Rozpoznawajcie co czynicie: naśladujcie to, czym zarządzacie". Na ten temat pragniemy przytoczyć tu słowa Poprzednika Naszego Piusa XII z z Adhortacji Apostolskiej "Menti Nostrae": "Jak całe życie naszego Zbawiciela skierowane było ku ofiarowaniu siebie samego, tak i życie kapłana, który winien odtworzyć w sobie obraz Chrystusa, musi z Nim, w Nim i przez Niego stać się ofiarą miłą... Dlatego trzeba, by kapłan nie tylko celebrował Eucharystyczną Ofiarę, lecz by w pewien wewnętrzny sposób ją przeżywał. W ten sposób bowiem zdoła on czerpać ową górną moc, przez którą zostanie najgłębiej przeistoczony, i będzie uczestniczył w zadośćczyniącym życiu samego Boskiego Odkupiciela" (AAS 1950, 666 - 667). I dalej: "konieczną więc jest rzeczą, by dusza kapłańska wysilała się odtworzyć w sobie to, co się dokonuje na ołtarzu ofiarnym Jak mianowicie Jezus Chrystus ofiaruje siebie samego, tak jego szafarz winien się ofiarować wraz z Nim. Jak Jezus zadośćuczyni za grzechy ludzi, tak kapłan poprzez świetlaną drogę chrześcijańskiej ascezy musi koniecznie dojść do oczyszczenia własnego i bliźnich (por. tamże, str. 667 - 668).

Ten wspaniały rozdział swojej doktryny Kościół ma na myśli, gdy skłania swoich kapłanów, do pielęgnowania ascezy i do celebrowania Eucharystycznej Ofiary z najwyższą czcią religijną. Czyż nie dlatego kapłani z czasem zatracają pierwszą miłość, którą otrzymali w świętej ordynacji, ponieważ nie pojęli w pełni tego wzajemnego węzła, jakim trzeba związać w jedno, darowanie siebie i ofiarę ołtarza? Tego nauczył się z doświadczenia św. Jan Vianney, i tak to wyraził: "Przyczyna, dla której rozluźniają się obyczaje kapłanów polega na tym, że nie odprawiają Mszy św. w skupieniu i pobożnie". I święty ten, który wyrobił sobie cnotę, iż "siebie ofiarował na zadośćuczynienie za grzeszników" (por. Arch. Secr. Vat. t. 227, str. 339), płaczem wybuchał "gdy myślał o nieszczęśliwych kapłanach, nie odpowiadających świętości, należnej ich powołaniu" (por. tamże, t. 227, str. 47).

Ojcowskim upomnieniem prosimy najdroższych Naszych kapłanów, by co pewien ustalony czas kontrolowali siebie, w jaki sposób sprawują tajemnice Boże, w jakim nastawieniu duszy i w jakim stanie przystępują do ołtarza, i jaki stąd owoc starają się uzyskać dla siebie. - Stuletnia rocznica, obchodzona ku czci tego wspaniałego i podziwu godnego kapłana, który "z pociechy i ze szczęścia celebrowania Mszy św. (por. tamże, str. 667 - 669) czerpał siłę odwagi do ofiarowania siebie samego, niechaj ich do tego skłoni. Żywimy ufną nadzieję, że jego wstawiennictwo wyjedna im obfite łaski światła i mocy.

Część trzecia
Gorliwość pasterska

Święty Proboszcz z Ars wzorem żarliwości apostolskiej. - Wysokie poczucie odpowiedzialności pasterskiej. - Kaznodzieja i katechista niestrudzony. - Wierny apostoł konfesjonału.
Św. Proboszcz z Ars wzorem gorliwości duszpasterskiej

To, cośmy wielkiego stawiali przed oczy z dziedziny kapłańskiej ascezy i życia modlitwy, Czcigodni Bracia, ujawnia również sekret, z jakiego to źródła św. Jan M. Vianney czerpał swoją gorliwość pasterską, i skąd to pochodziła ta przedziwna, nadprzyrodzona skuteczność jego posługi. W tym względzie mądrze upominał Poprzednik Nasz, śp. Pius XII: "Niechaj kapłan pamięta, że zawierzona mu nader wielka posługa będzie tym owocniejsza, w im ściślejszym zjednoczeniu z Chrystusem będzie pracował, a w swej pracy kierował się Jego duchem". (Adhort. Apost. "Menti Nostrae", AAS 1950, 676). W istocie, życie Proboszcza z Ars na nowo i wspaniale potwierdza ową najwyższą zasadę apostolskiej pracy, która opiera się na słowach Jezusa Chrystusa: "Beze mnie niczego uczynić nie możecie" (Jan 15, 5).

Nie chodzi tu oczywiście o wyliczanie wszystkich przedziwnych dzieł pokornego proboszcza tej surowej wioski, który przez trzydzieści lat w trybunale pokuty oblegany był przez tak niezliczone rzesze, że niektórzy dla pogardy nazywali go "wichrzycielem pospólstwa dziewiętnastego wieku" (por. Arch. Secr. Vat. t. 227, str. 629). Nie uważamy też za potrzebne omawiać wszystkich szczególnych metod jego pracy, które nie zawsze dadzą się zastosować za naszych dni. Wystarczy w tym punkcie jedynie przypomnieć, że ten sam Święty był w swoim czasie wzorem gorliwości duszpasterskiej w skromnej wiosce. Takie bowiem otrzymał polecenie, zanim objął stanowisko proboszcza: "W parafii tej znajdziesz mało miłości Boga; spraw, aby ona przez ciebie się rozbudziła" (por. tamże, t. 227, str. 15). W istocie wykazał się niezmordowanym robotnikiem Bożym, zręcznym i roztropnym w zjednywaniu sobie młodzieży i w przepajaniu rodzin obyczajem chrześcijańskim, czule troskliwym o ludzkie potrzeby swoich owieczek, bliskim im swoim sposobem życia, gotowym do zabiegów i prac wszelkiego rodzaju, tak że powstawały szkoły chrześcijańskie i odbywały się misje ludowe. Widzimy więc, że św. Jan Vianney wśród powierzonej sobie małej trzódki stanowił obraz pasterza, który zna swoje owce. zasłania je przed niebezpieczeństwami, i kieruje nimi mężnie a łagodnie. Niewątpliwie głosił nieświadomie swoją chwałę, gdy przemawiając do ludu, uniósł się takimi słowy: "Dobrego pasterza! O, pasterza, który całkowicie odpowiada nakazom i pragnieniom Jezusa Chrystusa! Oto największy skarb, jakiego dobry Bóg może użyczyć parafii" (por. Sermons 1. c, t. 2, s. 86.) Ponieważ zaś przykład tego świętego w trzech głównie punktach zachowuje wagę i znaczenie dla wszystkich czasów, pragniemy, Czcigodni Bracia, poddać je waszej skupionej uwadze.
Wysokie poczucie własnej odpowiedzialności pasterskiej

Przede wszystkim uderza Nas to, że przejęty był największą czcią dla urzędu pasterskiego. Taka była jego pokora, tak bardzo przez wiarę świadom był ceny za zbawienie ludzi, że stale z lękiem sprawował urząd proboszczowski. "Przyjacielu - tak odtworzył przed pewnym kolegą przeżycia swej duszy - nie wiesz, jak trwożliwą jest rzeczą dla kapłana duszpasterza stawać przed trybunałem Bożym" (por. Arch. Secr. Vat. t. 227. s. 1210). Zresztą wiadomo - jak już wspomnieliśmy - jak długo męczył się pragnieniem, by uciec na samotnię, aby tam - jak mawiał - opłakiwać swe życie i za nie należycie zadośćuczynić. Wiadomo też, że jedynie posłuszeństwo i troska o cudze zbawienie skłoniły go, by wracał na opuszczoną placówkę apostolską.

Jeśli tak bardzo odczuwał wielkość tego ciężaru, że niekiedy zdawał się jakby złamany, to dlatego, że duch jego przejęty był wielkością jego urzędu i obowiązków pasterskich, wielkości, której sprostać może jedynie nieugięte męstwo duszy. W początkach bowiem swej pracy proboszczowskiej takie ku niebu słał błagalne prośby: "Boże mój, spraw, by nawróciły się powierzone mi owieczki. Gotów jestem przez całe moje życie przyjmować wszelkie cierpienia, które zechcesz na mnie zsyłać" (por. Arch. Secr. Vat. t. 227, str. 53). Bóg gorące te prośby łaskawie wysłuchał. Lecz później Święty musiał wyznać: "Gdybym był, idąc do Ars, przewidywał cierpienia, które mnie czekały, byłbym ze strachu przed nimi na pewno umarł" (por. tamże, t. 227, str. 991). Za przykładem apostolskich mężów wszystkich czasów wiedział on, że przez krzyż najskuteczniej może się przyczynić do zbawienia tych, którzy zostali powierzeni jego pieczy. Dla nich znosił bez skargi oszczerstwa, osądy pełne uprzedzeń i wszelkiego rodzaju przeciwności; dla nich znosił nawet najbardziej gorzkie utrapienia moralne i fizyczne, jakie przynosiło ze sobą codzienne szafarstwo sakramentu pokuty, sprawowane bez przerwy przez trzydzieści prawie lat; dla nich jak atleta Chrystusowy, walczył z wrogiem piekielnym; dla nich wreszcie dobrowolnym umartwianiem podbijał ciało w niewolę. Na ten temat znana jest odpowiedź, którą dał pewnemu kapłanowi, żalącemu się mu na bezpłodność swoich apostolskich wysiłków: "Modliłeś się błagalnie, płakałeś, wzdychałeś, jęczałeś. A czy dodawałeś także post, czuwania, spanie na gołej ziemi, leżenie krzyżem, ćwiczenia ciała? Dopóki do tego nie dojdziesz, nie myśl, że uczyniłeś wszystko" (por. tamże, t. 227, str. 991).

Ponownie przeto zwracamy się do kapłanów, którym zawierzone jest duszpasterstwo i gorąco ich prosimy, by wzięli do serca potęgę tych poważnych słów. Każdy, według nadprzyrodzonej mądrości, która winna zawsze kierować naszymi czynami, niechaj zastanawia się nad swoim sposobem życia, czy jest ono takim, jakiego wymaga pasterska gorliwość około zawierzonego mu ludu. Nie wątpiąc nigdy w miłosierdzie Boże, które spieszy z pomocą naszej słabości, niechaj kapłani rozważają w swej duszy przyjęte obowiązki i zadania, wpatrując się w św. Jana M. Vianney niby w lustro. "Wielkim oczywiście nieszczęściem dla nas proboszczów jest - żalił się ten święty mąż - gdy duch drętwieje lenistwem i obojętnością", a miał przez to na myśli katastrofalny stan duszy tych pasterzy, którzy już się nie przejmują, że tak wiele zawierzonych im owieczek marnuje się w niewoli grzechów. Jeśli kapłani ci szczerze chcą naśladować Proboszcza z Ars, który żył przekonaniem, że "aby ludziom dobrze czynić, trzeba ich miłować" (por. Arch. Secr. Vat. t. 227, str. 1002), niechaj się badają, jaką to miłością kochają tych, których pieczę Bóg im zlecił i za których umarł Chrystus!

Jest prawdą, że wolność ludzka i niektóre sytuacje, niezależne od woli ludzkiej, mogą niekiedy zniweczyć wysiłki najświętszych mężów. Jednakże kapłan musi pamiętać, że na mocy niezbadanych zrządzeń Opatrzności Bożej wiekuisty los wielu dusz zawisł od jego gorliwości pasterskiej i od przykładu jego kapłańskiego życia. Czyż więc ta myśl nie zdoła zbawiennie wstrząsnąć letnimi, a gorliwych robotników Chrystusa pobudzić do żarliwszych wysiłków?
Kaznodzieja i katechista niestrudzony

Św Jan M. Vianney, "każdej chwili - jak świadczy historia - gotów do usług potrzebom dusz" (por. tamże, t. 227, str. 580), tym również się wyróżniał jako dobry pasterz, że owieczkom swoim obficie podawał pokarm chrześcijańskiej prawdy. Przez całe życie był kaznodzieją i uczył katechizmu.

A powszechnie wiadomo, ile twardej i wytrwałej pracy wkładał w to, by należycie wykonać to zadanie, które Sobór Trydencki nazwał pierwszym i największym obowiązkiem. W studiach bowiem, które odbywał w późniejszym wieku, miał duże trudności i kazania kosztowały go początkowo wiele nieprzespanych nocy. Ile stąd kapłani czerpać mogą przykładu godnego naśladowania. Są bowiem kapłani, którzy prawie całkowicie zarzucają studia. Lecz daremnie usprawiedliwiają się oni małym zakresem wykształcenia św. Proboszcza. Niechaj tacy raczej za wzór sobie biorą nieugiętą wytrwałość, z jaką Proboszcz z Ars pracował nad sobą, by - w miarę otrzymywanych darów - godnie spełnić to wielkie posłannictwo. A dary te bynajmniej nie były tak skromne, jak to się zwykło mniemać. "Odznaczał się bowiem jasnością umysłu i poprawnością sądu" (por. Arch. Secr. Vat. t. 3897, str. 444).

W każdym razie kapłani mają obowiązek przyswajać sobie ogólną wiedzę i naukę teologiczną, w miarę swoich zdolności i odpowiednio do wymogów swego posłannictwa.

Dałby Bóg, aby duszpasterze w tę sprawę tyle wkładali wysiłku co Proboszcz z Ars, by wyrównać brak wiedzy i pokonać trudności w jej zdobyciu, by ćwiczeniami wzmocnić pamięć, a przede wszystkim, by czerpać naukę z Krzyża Pańskiego, który jest największą księgą z pośród wszystkich. To miał na myśli Biskup św. Jana Vianney, kiedy jego przeciwnikom odpowiedział: "Nie wiem, czy on jest uczony, ale czerpie światło z wysokości" (por. tamże, t. 3897, str. 272).

Słusznie przeto Poprzednik Nasz śp. Pius XII, nie wahał się kaznodziejom Rzymu za wzór przedstawić owego pokornego wiejskiego proboszcza: "Święty Proboszcz z Ars bynajmniej nie posiadał z natury zdolności mówcy, takiej, jak P. Segneri lub B. Bossuet. Lecz promienność prawdy, która w jego umysł wniknęła żywo, jasno i głęboko, brzmiała ł z dźwięku jego głosu, promieniowała z jego oczu i poddawała myślom i uczuciom słuchaczy pojęcia i obrazy właściwie dostosowane, oraz pełne uroku podobieństwa, tak, że mogłyby zachwycić nawet św. Franciszka Salezego". Oto, co trzeba aby mówcy zdobywali dusze wiernych chrześcijan. "Kto pełen jest Chrystusa, ten bez trudu znajdzie środki i drogi, jakimi pozyska dla Chrystusa innych" (por. Przemówienie Piusa XII 16 III 1946, AAS 38, 186). Te słowa cudownie ujmują Proboszcza z Ars jako nauczyciela katechizmu i kaznodzieję. A kiedy pod koniec jego życia bardzo słabnący jego głos nie zdołał dosięgnąć słuchaczy, wówczas żarem swoich oczu, łzami, westchnieniami, z których biła miłość Boga i którymi wyrażał się głęboki smutek na samą myśl o grzechu, doprowadzał do zbawiennych nawróceń tych, którzy otaczali jego katedrę. Jakże bowiem wszyscy mogli nie przejąć się ogromnie, skoro tak jawnie mieli przed oczyma życie całkowicie oddane Chrystusowi?

Aż do świątobliwego zgonu swego św. Jan M. Vianney był w ten sposób wierny posłannictwu nauczania swoich parafian i pielgrzymów, którzy przepełniali jego świątynię, wykorzeniając "w czas i niewczas" (2 Tm 4,2) zło pod każdą postacią, a już zwłaszcza w górę unosząc dusze ku Bogu. "Wolał bowiem raczej ukazywać piękno cnoty, niż brzydotę występku" (por. Arch. Secr. Vat. t. 227, str. 185). Pojmował więc pokorny ten kapłan, wielką godność i ogrom ważności nauczania Słowa Bożego. Mawiał: "Pan Nasz, który jest prawdą samą, cenił swe słowo nie mniej niż swe Ciało".

Zrozumiała jest więc radość Naszych Poprzedników, z jaką kierownikom chrześcijańskiego ludu przedstawiali ten wzór z zachętą ku naśladowaniu. Jest bowiem rzeczą oczywistą, że sprawa to najwyższej wagi, by duchowieństwo obowiązek nauczania spełniało z troskliwą sumiennością. "Tu się okazuje - głosił św. Pius X - że na to jedno trzeba nastawać i nalegać, że na którymkolwiek kapłanie nie ciąży żaden obowiązek większy nad ten i że za żaden nie obciąża się większa odpowiedzialnością niż za to". (Enc. "Acerbo nimis"; Acta Pii X, 2, str. 75). Zatem to upomnienie, przez Poprzedników Naszych z nieustanną wytrwałością powtarzane i zawarte również w przepisach kodeksu prawa kanonicznego (can. 1330 - 1332), na nowo do was kierujemy, Czcigodni Bracia, z okazji stuletniej uroczystości świętego katechisty i kaznodziei z Ars. W tym celu pochwalamy i pobudzamy wysiłki w różnych okręgach roztropnie i mądrze podejmowane pod waszym okiem i kierownictwem, by stale podnosić poziom religijnego nauczania młodzieży i dorosłych, w różnych jego formach i stosownie do warunków miejscowych. - Jakkolwiek pożyteczne są te starania, jednak Pan Bóg w tę stuletnią rocznicę przypomina nam na nowo przedziwną siłę apostolskiego ducha, wobec której wszystko ustępuje, apostolskiego ducha owego kapłana, który słowami i czynami swego życia dał świadectwo Ukrzyżowanemu Chrystusowi: "nie w przekonywujących słowach mądrości ludzkiej, ale w okazaniu ducha i mocy" (1 Kor 2,4).
Mężne apostolstwo konfesjonału

Pozostaje nam wreszcie przypomnieć z życia św. Jana M. Vianney tę formę pasterskiej posługi, która była dla niego jakby długim męczeństwem, a dzięki której szafarstwo Sakramentu Pokuty zajaśniało szczególnie promiennie i wydało owoce niezwykle obfite i zbawienne. "Codziennie prawie przez piętnaście godzin cierpliwie słuchał spowiadających się. Praca ta rozpoczynała się rychłym rankiem a kończyła się późną nocą" (por. Arch. Secr. Vat. t. 227, str. 18). Gdy zaś, złamanemu trudem, pięć dni przed śmiercią zabrakło sił, ostatni penitenci przyszli do łoża, na którym konał. Oblicza się, że pod koniec jego życia corocznie około osiemdziesiąt tysięcy ludzi przybywało, aby go widzieć (por. tamże).

Trudno wyobrazić sobie przykrości, znoje i uciemiężenie fizyczne tego męża, który zasiadał w konfesjonale z nieugiętą wytrwałością tym bardziej, że wyczerpany był postami, umartwieniami, chorobami, czuwaniami, brakiem snu. Nade wszystko zaś przytłaczał go ból duszy. Posłuchajcie jego skarg: "Tyle się znieważa Boga, - mawiał - że niekiedy dochodzimy do wzywania o koniec świata!.. Trzeba przyjść do Ars, by pojąć ogrom grzechów i bodaj nieskończona ich liczbę... Co należy uczynić, niestety nie wiemy, sądzimy, że nie pozostaje nic innego, jeno płakać i wznosić modły ku Bogu". Zapomniał dodać ten Święty, że część zadośćuczynienia za grzechy brał na siebie. Tym bowiem, którzy się go w tej sprawie radzili, odpowiadał: "Tylko małą pokutę zadaję tym, którzy się dobrze spowiadają; reszty sam za nich dokonuję" (Arch. Secr. Vat. t. 227, str. 1018).

Św. Jan M. Vianney "biednych grzeszników" - jak się wyrażał - zawsze miał przed oczyma i w sercu, pełen ufności, że ujrzy ich nawróconych do Boga i opłakujących swe grzechy. Ich nawrócenie było celem, dokoła którego krążyły wszystkie jego troski i myśli, dla tego celu poświęcał cały czas i bodaj wszystkie swe siły (por. tamże, t. 227, str. 18). Z doświadczenia i z konfesjonału, w którym rozwiązywał więzy grzechowe, zrozumiał, jaka złość mieści się w winach i jakie spustoszenie wyrządza grzech w duszach ludzkich. Zwykł był to przedstawiać w odrażających kolorach: "Gdybyśmy, mając wiarę, całkowicie zobaczyli duszę skalaną ciężkim grzechem, umarlibyśmy z przerażenia" (por. tamże, t. 227, str. 290).

Lecz jego ból i siła wyrażeń nie uwydatniają się tyle w lęku przed karami wiekuistymi, grożącymi duszom zatwardziałym w grzechach, jak raczej w żalu nad zapoznaną lub znieważaną miłością Bożą. Zuchwałość występków i niewdzięczne zlekceważenie Bożej dobroci wyciskały z jego oczu strumienie łez: "Przyjacielu mój - mawiał - płaczę, ponieważ ty nie płaczesz." (por: tamże, t. 227, str. 999). A natomiast z jakąż troskliwą delikatnością wysilał się, by grzeszników żałujących podźwignąć dobrą nadzieją! Żadnego nie szczędził trudu, by się im wykazać szafarzem miłosierdzia Bożego, które - by użyć jego słów: "niby przelewająca się rzeka porywało ze sobą wszystkie dusze" (tamże, t. 227, str. 978), i goreje większą miłością niż jest miłość matki "gdyż Bóg szybciej przebacza, niż matka dziecko ratuje z ognia" (por. tamże, t. 3900, str. 1554).

Niechże więc kierownicy dusz, za przykładem Proboszcza z Ars, starają się oddać chętnie i z powinnym przygotowaniem doktrynalnym, tak niezmiernie ważnemu obowiązkowi, gdyż w gruncie rzeczy tu miłosierdzie Boże triumfuje nad złością ludzką, i tu ludzie, obmyci z win, bywają pojednywani z Bogiem. Niechże też pamiętają, że Poprzednik Nasz, śp. Pius XII, "Gravissimis verbis" potępił pogląd tych, którzy małą wagę przypisują częstej spowiedzi św., gdy idzie o grzechy powszednie. Tenże bowiem Papież orzekł: "Dla szybszego codziennego postępu na drodze cnoty, jak najbardziej chcemy, aby zalecano pobożną praktykę częstej spowiedzi św., wprowadzoną przez Kościół nie bez natchnienia Ducha Świętego" (Enc. "Mystici Corporis"; AAS 1943, 235). Ufamy także, że kapłani wiernie przestrzegać będą, między innymi - przepisów prawa kanonicznego (CIC can. 125 § 1), nakazujących pobożne przystępowanie do spowiedzi św. w regularnych terminach, co tak bardzo konieczne jest dla osiągnięcia świętości. Nalegamy też, by bardzo czczono i stosowano to, na co tenże Poprzednik Nasz w tym względzie niejednokrotnie "dolenti anirno" nalegał (por. enc. "Mystici Corporis" 1. c.; enc. "Mediator Dei" AAS 1947 585; Adhort. "Menti Nostrae"; AAS 1950, 674).
Zakończenie

Zbliżając się do końca encykliki Naszej pragniemy wam, Czcigodni Bracia, wyrazić jak czule ufamy, że te uroczystości jubileuszowe, za łaską Bożą, silniej podniecą pragnienie wszystkich kapłanów do pełnienia świętego posłannictwa z większym żarem a nade wszystko "do pierwszego obowiązku, to jest do obowiązku wysiłków około własnej świętości" (Adhort. Apost. "Menti Nostrae", 1. c. 677).

Gdy ze szczytów Papiestwa, na które wyniosły nas tajemnicze rządy Opatrzności Bożej, wybiegamy myślą bądź ku nadziejom i oczekiwaniom dusz bądź ku tym okręgom świata, do których nie dotarło jeszcze światło ewangelii, bądź ku niezliczonym potrzebom ludu chrześcijańskiego, zawsze mamy przed oczyma obraz kapłana. Gdyby nie było kapłana, lub gdyby zabrakło jego codziennej pracy, na cóż przydałyby się wszelkie inicjatywy apostolskie, również te, które zdają się dziś najbardziej potrzebne. Cóż zdołaliby uczynić nawet najszlachetniejsi apostołowie z pośród laikatu? Wszystkich przeto kapłanów, których tak bardzo miłujemy i w których Kościół taką pokłada nadzieję, ojcowskim sercem zaklinamy w imię Jezusa Chrystusa, by z największą wiernością pełnili wszystko, czego żąda od nich wielkość godności kapłańskiej. Niechaj wezwaniu Naszemu ciężar gatunkowy dodadzą światłe słowa św. Piusa X: "Dla rozszerzenia na ziemi Królestwa Jezusa Chrystusa nic nie jest bardziej konieczne, niż świętość kapłanów, by wiernym przewodzili przykładem, słowem, nauką" (por. Epist. "La ristorazione", Acta Pii X, I, str. 287). Jest to zgodne ze słowami, które św. Jan M. Vianney wypowiedział wobec swego Biskupa: "Jeżeli chcesz całą diecezje nawrócić do Boga, trzeba, aby wszyscy proboszczowie stali się świętymi.

Wam zaś, Czcigodni Bracia, na których głównie spoczywa ważna troska o świętość waszego duchowieństwa, polecamy gorąco tych tak bardzo ukochanych synów, iżbyście wychodzili naprzeciw wielkim trudnościom, jakie niekiedy przygniatają ich życie lub obowiązki. Czegóż to nie zdoła osiągnąć Biskup, który kler, jego pieczy powierzony miłuje, któremu duchowieństwo jest oddane, który je rzeczywiście zna, opieką troskliwą otacza, i który nim kieruje mężnym a ojcowskim sercem? Jeśli spoczywa na was troska o całą diecezję, to szczególną zupełnie pieczą powinniście otoczyć tych, którzy wyposażeni w święte kapłaństwo, są wam pomocnikami najbliższymi i związanymi z wami węzłem tak świętym.

Z okazji tego wiekowego jubileuszu pragniemy ojcowsko upomnieć również wszystkich wiernych, by się za kapłanów gorąco modlili i w ten sposób ze swej strony przyczyniali się do wspierania ich świętości. Dziś ludzie o wyższej pobożności pokładają w kapłanie wiele nadziei i dużo od niego oczekują. Ponieważ bowiem wszędzie panuje żądza pieniądza, pożądanie zmysłowe i przesadne zatapianie się w technice, pragną oni widzieć w kapłanie męża, który w imieniu Boga przemawia, który ożywiony jest mocną wiarą, i który, jakby o sobie samym zapomniawszy, goreje żarem miłości. Niechaj przeto wszyscy pamiętają, że wielce mogą się przyczynić do osiągnięcia przez kapłanów tak wspaniałej mety, jeżeli będą godność kapłańską otaczali należną czcią, jeśli będą okazywali właściwe zrozumienie dla pasterskich obowiązków i trudności kapłanów i jeśli wspierać ich będą czynniejszą współpracą.

Nie możemy pominąć tej sposobności, by ojcowskim sercem nie zwrócić się osobno do młodzieży. Obejmujemy ją szczególnie czułą miłością a Kościół pokłada w niej nadzieje przyszłości. Żniwo bowiem wprawdzie obfite, lecz pracowników mało (por. Mt 9,37). W iluż krajach apostołowie Ewangelicznej prawdy, sterani pracą, tęsknie czekają na młodzież, jako na swoich następców! Nie brak narodów, które mizernie upadają bardziej z głodu pokarmu niebiańskiego niż z braku pokarmu ziemskiego. Któż zgotuje im niebiańską ucztę życia i prawdy? Ufamy mocno, że młodzież naszych dni, nie mniej niż za dawnych czasów szlachetnie odpowie na zaproszenie Boskiego Mistrza, dla sprawy tak koniecznej.

Wszelako nawet w takich najcięższych trudnościach, kapłani z prawdziwego zdarzenia, gorejący miłością religii, przeżywają nadmiar szczęścia z świadomości swego posłannictwa. Wiedzą przecież, że powołani są przez Boskiego Zbawiciela jako pomoc dla sprawy najświętszej, mianowicie dla odkupienia dusz ludzkich i dla wzrostu Mistycznego Ciała Chrystusowego.

Rodziny chrześcijańskie niech więc rozważą, jak wspaniałe spełniają zadanie, dając Kościołowi kapłanów. Niechaj przeto radosnym nad wyraz i wdzięcznym sercem ofiarują swe dzieci Bogu na służbę.

Nie zamierzamy tego wezwania obszerniej rozwijać, ponieważ sprawa ta i wam, Czcigodni Bracia, mocno leży na sercu. Jesteśmy pewni że troskę Naszą i całą siłę przekonania, z jaką chcemy ją wyrazić, rozumiecie i podzielacie. Tymczasem więc pośrednictwu św. Jana Vianney polecamy ważną tą sprawę, z którą najściślej związane jest zbawienie niezliczonej rzeszy ludzkiej.

Zwracamy też oczy nasze ku Bogurodzicy Niepokalanej. Krótko przed zakończeniem przez św. Proboszcza z Ars pełnego niebiańskich zasług życia, w innej okolicy Francji ukazała się Ona niewinnej i pokornej dziewczynce, by przez nią macierzyńskim upomnieniem wezwać ludzkość do modlitwy i chrześcijańskiej pokuty; a dostojny Jej głos, do dziś poruszający dusze mimo upływu wieku, dźwięczy długo i szeroko jakby w nieskończoność. W rzeczy samej czyny i słowa kapłana, wyniesionego do czci Świętych, którego setną rocznicę obchodzimy, jakby jakimś uprzedzającym niebiańskim światłem oświetliły nadprzyrodzone prawdy, które objawione zostały w grocie w Lourdes niewinnej dzieweczce. On sam żywił wielkie nabożeństwo do Niepokalanego Poczęcia Najświętszej Dziewicy, w r. 1836 poświęcił kościół parafialny Maryi Niepokalanie Poczętej, a w r. 1854 uczuciami najgłębszej czci i radości witał dogmat katolicki, który tę prawdę nieomylnym orzeczeniem zdefiniował (por. Arch. Secr. Vat. t. 227, str. 90).

Z wdzięcznością przeto dla Boga łączymy te dwie wiekowe rocznice Lourdes i Ars, opatrznościowo następujące jedna po drugiej, ku chwale bardzo Nam drogiego Narodu, cieszącego się posiadaniem tych świętych miejsc.

Pomni tylu doznanych dobrodziejstw i w nadziei dalszych łask dla Nas i dla całego Kościoła, powtarzamy za św. Proboszczem z Ars ulubioną jego modlitwę: "Błogosławione, święte i niepokalane Poczęcie Najświętszej Dziewicy Maryi, Bożej Rodzicielki, wszystkie narody niech uwielbiają, wszystkie ziemie niech wzywają i głoszą Niepokalane Twe Serce!" (por. tamże t. 227, str. 1021).

Z żywą nadzieją, że obchód stuletniej rocznicy św. M. Vianney na całym świecie spotęguje religijną gorliwość tak kapłanów, jak i tych których natchnienie Boże woła ku przyjęciu kapłaństwa, oraz że pobudzi wszystkich wiernych chrześcijan do czynniejszego współdziałania w troskach życia i pracy kapłanów, całym sercem udzielamy wszystkim a zwłaszcza wam, Czcigodni Bracia, na zadatek łask niebiańskich i w dowód Naszej życzliwości, apostolskiego błogosławieństwa.

W Rzymie, u św. Piotra, dnia 1 sierpnia 1959 r., Pontyfikatu Naszego pierwszego.

JAN PP. XXIII


List Benedykta XVI na rozpoczęcie Roku Kapłańskiego 2009-2010


List Jego Świątobliwości Benedykta XVI
na rozpoczęcie Roku Kapłańskiego
z okazji 150. rocznicy dies natalis świętego proboszcza z Ars

Drodzy bracia w kapłaństwie,

Pomyślałem o ogłoszeniu oficjalnie Roku Kapłańskiego, w piątek 19 czerwca 2009 r., w uroczystość Najświętszego Serca Pana Jezusa. Jest to dzień poświęcony tradycyjnie modlitwie o uświęcenie kapłanów. Jest on również związany ze 150 rocznicą "dies natalis" - dnia urodzin dla nieba Jana Marii Vianneya, patrona wszystkich proboszczów świata[1]. Ów rok, który pragnie przyczynić się do krzewienia zapału wewnętrznej odnowy wszystkich kapłanów na rzecz silniejszego i bardziej wyrazistego świadectwa ewangelicznego we współczesnym świecie zakończy się w tę samą uroczystość w roku 2010. Święty proboszcz z Ars zwykł był mawiać: "Kapłaństwo to miłość Serca Jezusowego"[2]. To wzruszające wyrażenie pozwala nam nade wszystko przywołać z sympatią i uznaniem ogromny dar, jaki stanowią kapłani nie tylko dla Kościoła, lecz także dla samej ludzkości. Myślę o tych wszystkich księżach, którzy chrześcijanom i całemu światu przedstawiają pokorną i codzienną propozycję słów i gestów Chrystusa, starając się do Niego przylgnąć swymi myślami, wolą, uczuciami i stylem całego swego istnienia. Jakże nie podkreślić ich trudu apostolskiego, niestrudzonej i ukrytej służby, ich miłości pragnącej być uniwersalną? Cóż powiedzieć o odważnej wierności tak wielu kapłanów, którzy także pośród trudności i nieporozumień pozostają wierni swemu powołaniu: by być "przyjaciółmi Chrystusa", szczególnie przez Niego powołanymi, wybranymi i posłanymi?

Sam nadal noszę w sercu wspomnienie pierwszego proboszcza, u boku którego wypełniałem mą posługę jako młody ksiądz. Pozostawił mi przykład bezwzględnego poświęcenia swej posłudze kapłańskiej, aż do śmierci, która zastała go w chwili, gdy niósł wiatyk do ciężko chorego. Przypominam sobie wielu współbraci, których spotkałem i spotykam nadal, także podczas mych podróży duszpasterskich w różnych krajach, wielkodusznie zaangażowanych w codzienne wypełnianie swej posługi kapłańskiej. Jednakże wyrażenie użyte przez Świętego Proboszcza przywołuje także przebicie Serca Chrystusa i oplatającą Go koronę cierniową. W konsekwencji myśl biegnie ku niezliczonym sytuacjom cierpienia, w które uwikłani są liczni kapłani, czy to z racji uczestnictwa w różnych przejawach doświadczenia ludzkiego bólu, czy też ze względu na niezrozumienie tych, do których skierowana jest ich posługa. Jakże nie wspomnieć tak wielu księży znieważonych w swej godności, którym uniemożliwiono wypełnianie swej misji, niekiedy również prześladowanych, aż do najwyższego świadectwa krwi?

Istnieją niestety także nigdy nie dość opłakane sytuacje, w których sam Kościół musi cierpieć ze względu na niewierność niektórych swych sług. Świat zaś w takich sytuacjach czerpie z nich motywy zgorszenia i odrzucenia. To, co w takich przypadkach może najbardziej przynieść korzyść Kościołowi, to nie tyle pedantyczne ujawnianie słabości swych sług, ile odnowiona i radosna świadomość wielkości Bożego daru, skonkretyzowanego we wspaniałych postaciach wielkodusznych duszpasterzy, zakonników żarliwych miłością Boga i dusz, światłych i cierpliwych kierowników duchowych. Pod tym względem nauczanie i przykład św. Jana Marii Vianneya mogą być dla wszystkich istotnym punktem odniesienia. Proboszcz z Ars był niezwykle pokorny. Lecz jako kapłan był świadomy, że jest dla swych wiernych ogromnym darem: "Dobry pasterz, pasterz według Bożego serca jest największym skarbem jaki dobry Bóg może dać parafii i jednym z najcenniejszych darów Bożego miłosierdzia"[3]. Mówił o kapłaństwie, tak jakby nie mógł się przekonać o wielkości daru i zadania powierzonego ludzkiemu stworzeniu: "Oh jakże kapłan jest wielki!.. Gdyby pojął siebie, umarłby... Bóg jest mu posłuszny: wypowiada dwa słowa, a na jego głos Nasz Pan zstępuje z nieba i zawiera się w małej hostii..."[4]. Wyjaśniając swym wiernym znaczenie sakramentów mówił: "Gdyby zniesiono sakrament święceń, nie mielibyśmy Pana. Któż Go złożył tam, w tabernakulum? Kapłan. Kto przyjął waszą duszę, gdy po raz pierwszy wkroczyła w życie? Kapłan. Kto ją karmi, by dać siłę na wypełnienie jej pielgrzymki? Kapłan. Któż ją przygotuje, by pojawiła się przed Bogiem, obmywając ją po raz ostatni we Krwi Jezusa Chrystusa? Kapłan, zawsze kapłan. A jeśli ta dusza umiera ze względu na grzech, kto ją wskrzesi, kto da jej ciszę i pokój? Znów kapłan... Po Bogu, kapłan jest wszystkim!... On sam pojmie się w pełni dopiero w niebie"[5]. Stwierdzenia te, zrodzone z kapłańskiego serca Świętego Proboszcza mogą się wydawać przesadne. Mimo to ujawnia się w nich niezwykły szacunek, jakim darzył on sakrament kapłaństwa. Zdawał się przytłoczony nieograniczonym poczuciem odpowiedzialności: "Gdybyśmy dobrze zrozumieli czym jest ksiądz na ziemi, umarlibyśmy: nie z przerażenia, lecz z miłości... Bez księdza śmierć i męka Naszego Pana nie służyłaby do niczego. To ksiądz kontynuuje na ziemi dzieło zbawienia... Na co zdałby się dom pełen złota, gdyby w nim nie było nikogo, kto otworzyłby nam doń drzwi? Ksiądz ma klucze do skarbów niebieskich: to on otwiera bramę: on jest ekonomem dobrego Boga; zarządcą Jego dobór... Zostawicie parafię na dwadzieścia lat bez księdza, zagnieżdżą się w niej bestie... Ksiądz nie jest kapłanem dla siebie, jest nim dla was"[6].

Dotarł do Ars, małej wioski, w której mieszkało 230 osób. Biskup ostrzegł go, że zastanie tam niełatwą sytuację religijną: "Nie ma w tej parafii wielkiej miłości Boga; będzie z tym ksiądz miał do czynienia". Był więc w pełni świadom, że miał tam ucieleśniać obecność Chrystusa świadcząc o Jego zbawczej delikatności: "[Boże mój], daj mi nawrócenie mojej parafii; gotów jestem cierpieć wszystko co zechcesz Panie, przez całe me życie!" - to z tą właśnie modlitwą rozpoczynał swą misję[7]. Nawróceniu swojej parafii Święty Proboszcz poświęcił się z całych sił, myśląc nade wszystko o chrześcijańskiej formacji powierzonego mu ludu.

Drodzy bracia w kapłaństwie, prośmy Pana Jezusa o łaskę nauczenia się metody duszpasterskiej świętego Jana Marii Vianeya! Przede wszystkim powinniśmy się nauczyć jego całkowitej identyfikacji ze swą posługą. W Jezusie osoba i misja dążą do zbieżności: całe Jego działania zbawcze było i jest wyrazem Jego "synowskiego Ja", które od wszystkich wieków stoi przed Ojcem w postawie miłosnego poddanie się Jego woli. Z pokorną, lecz prawdziwą analogią, także kapłan powinien pragnąć tego utożsamienia. Nie chodzi rzecz jasna, by zapominać, że substancjalna skuteczność posługi nie zależy od świętości szafarza; nie można jednak lekceważyć niezwykłej owocności rodzącej się ze spotkania obiektywnej świętości posługi z subiektywną świętością jej szafarza. Proboszcz z Ars natychmiast rozpoczął ową pokorną i cierpliwą pracę harmonizowania swego życia szafarza ze świętością powierzonej mu posługi, decydując się na "zamieszkanie" nawet materialne w swym kościele parafialnym: "Zaledwie przybył wybrał kościół na swe mieszkanie...Wchodził do kościoła przed jutrzenką i nie wychodził aż do wieczornej modlitwy «Anioł Pański». Tam trzeba go było szukać, jeśli się go potrzebowało" - czytamy w jego pierwszej biografii[8].

Pobożna przesada nabożnego hagiografa nie powinna nakłaniać nas do przeoczenia faktu, że Święty Proboszcz potrafił także aktywnie "zamieszkiwać" na całym terytorium swojej parafii: systematycznie odwiedzał chorych i rodziny: organizował misje ludowe i święta patronalne; zbierał i rozporządzał pieniędzmi na swe dzieła charytatywne i misyjne; upiększał swój kościół i obdarzał go wyposażeniem sakralnym; zajmował się sierotami z założonego przez siebie instytutu "Providence" oraz ich wychowawczyniami; interesował się wykształceniem dzieci; tworzył konfraternie i wzywał świeckich do współpracy.

Jego przykład skłania mnie do uwydatnienia przestrzeni współpracy, które należy coraz bardziej rozszerzać na wiernych świeckich. Prezbiterzy tworzą z nimi jeden lud kapłański[9] i pośród nich się znajdują na mocy swego kapłaństwa służebnego "by prowadzili wszystkich do zjednoczenia w miłości, «miłością braterską nawzajem się miłując, w okazywaniu czci jedni drugich uprzedzając» (Rz 12,10)"[10]. W tym kontekście trzeba przypomnieć żarliwe wezwanie jakie II Sobór Watykański kieruje do prezbiterów, zachęcając ich, "by szczerze uznawali i popierali godność świeckich i właściwy im udział w posłannictwie Kościoła... oraz by chętnie słuchali świeckich, rozpatrując po bratersku ich pragnienia i uznając ich doświadczenie i kompetencję w różnych dziedzinach ludzkiego działania, by razem z nimi mogli rozpoznać znaki czasów"[11].

Święty Proboszcz pouczał swoich parafian świadectwem swego życia. Z jego przykładu wierni uczyli się modlitwy, chętnie pozostając przed tabernakulum, by odwiedzić Jezusa Eucharystycznego[12]. "Nie trzeba wiele mówić, by dobrze się modlić - wyjaśniał im Proboszcz- "Wiadomo, że tam, w świętym tabernakulum jest Jezus: otwórzmy Mu serce, radujmy się Jego świętą obecnością. To jest najlepsza modlitwa"[13]. Zachęcał: "Bracia moi, przyjdźcie do Komunii, przyjdźcie do Jezusa. Przyjdźcie by Nim żyć, abyście z Nim mogli żyć..."[14]. "To prawda, że nie jesteście tego godni, ale Jego potrzebujecie!"[15]. Takie wychowanie wiernych do obecności eucharystycznej i do Komunii zyskiwało szczególną skuteczność, kiedy wierni widzieli jak celebruje Najświętszą Ofiarę Mszy św. Ten, kto w niej uczestniczył, mówił, że "nie można było znaleźć osoby, która mogłaby lepiej wyrażać adorację...jak zakochany kontemplował Hostię"[16]. Mówił, że "wszystkie nagromadzone dobre dzieła nie mogą się równać ofierze Mszy św., ponieważ są one dziełami ludzi, podczas gdy Msza św. jest dziełem Boga"[17]. Był przekonany, że od Mszy św. zależy cała żarliwość życia kapłańskiego: "Przyczyną rozprzężenia kapłana jest to, że nie zwraca uwagi na Mszę św.! O mój Boże, jakże trzeba żałować księdza, który odprawia tak, jakby czynił coś zwyczajnego![18]. Celebrując zwykł był zawsze ofiarowywać także ofiarę swego życia: "Jak dobrze czyni ksiądz, dając siebie Bogu w ofierze każdego ranka!"[19].

To osobiste utożsamienie z Ofiarą Krzyżową prowadziło go - jednym poruszeniem wewnętrznym - od ołtarza do konfesjonału. Kapłani nigdy nie powinni poddawać się rezygnacji, gdy widzą, że nikt nie przychodzi do konfesjonału, czy też ograniczać się do stwierdzenia, że wierni nie są zainteresowani tym sakramentem. We Francji w czasach Świętego Proboszcza spowiedź nie była ani łatwiejsza ani też częstsza niż dzisiaj, biorąc pod uwagę, że rewolucyjna zawierucha na długo przytłumiła praktykę religijną. On jednak starał się na wszelki sposób, przez kaznodziejstwo i przekonującą radę, by swym parafianom umożliwić odkrycie znaczenia i piękna sakramentalnej Pokuty, ukazując ją jako wewnętrzny wymóg Obecności eucharystycznej. Potrafił dać w ten sposób początek kompleksowej poprawie stanu wiary. Przebywając długo w kościele przed tabernakulum wierni zaczęli go naśladować, udając się tam, by nawiedzić Jezusa. Byli równocześnie pewni, że spotkają tam swego proboszcza, gotowego ich wysłuchać i udzielić rozgrzeszenia. Później narastał tłum penitentów przybywających z całej Francji. Przetrzymywali go w konfesjonale aż do 16 godzin dziennie. Mówiono wówczas, że Ars stało się "wielkim szpitalem dusz"[20]. "Uzyskiwana przez niego łaska (by nawracali się grzesznicy) była tak mocna, że wybiegała, by ich szukać nie dając im chwili wytchnienia!"- powiada pierwszy biograf [21]. Nie inaczej odczuwał to Święty Proboszcz, gdy mówił: "To nie grzesznik powraca do Boga, by prosić Go o przebaczenie, lecz sam Bóg, który biegnie za grzesznikiem i sprawia, że zwraca się on do Niego"[22]. "Ów dobry Zbawiciel jest tak pełen miłości, że wszędzie nas szuka"[23].

Wszyscy my, kapłani powinniśmy odczuwać, że osobiście dotyczą nas te słowa, które umieszczał w ustach Chrystusa: "Polecę moim szafarzom, żeby głosili grzesznikom, że jestem gotów zawsze ich przyjąć, że moje miłosierdzie jest nieskończone"[24]. Od Świętego Proboszcza z Ars my, kapłani możemy nauczyć się nie tylko niewyczerpanej ufności w Sakrament Pokuty, która każe nam umieszczać go w centrum naszej troski duszpasterskiej, lecz także metody "dialogu zbawienia", który powinien w nim mieć miejsce. Proboszcz z Ars w różny sposób podchodził do poszczególnych penitentów. Ten, kto przychodził do jego konfesjonału, pociągnięty wewnętrzną i pokorną potrzebą Bożego przebaczenia odnajdywał w nim zachętę do zanurzenia się w "potoku Bożego miłosierdzia", który porywa ze sobą wszystko swym impetem. A jeśli ktoś był zgnębiony myślą o swej słabości i niestałości, lękając się przyszłych upadków, Proboszcz ujawniał mu Boży sekret słowami wzruszającego piękna: "Dobry Bóg zna wszystko. Jeszcze zanim się wyspowiadacie, już wie, że będziecie nadal grzeszyć, a mimo wszystko wam przebacza. Jakże wielka jest miłość naszego Boga, która posuwa się aż do chęci zapomnienia o przyszłości, żeby nam przebaczyć!"[25] Natomiast tym, którzy oskarżali się w sposób obojętny i niemal nieczuły swymi własnymi łzami przedstawiał poważne i bolesne dowody, jak bardzo postawa taka była "wstrętna": "Płaczę, bo wy nie płaczecie"[26]- mówił. "Gdyby chociaż Pan nie był tak dobry! Ale jest tak dobry! Trzeba być barbarzyńcą, żeby tak się zachowywać wobec tak dobrego Ojca!"[27]. Sprawiał, że w sercach ludzi obojętnych rodziła się skrucha, zmuszając ich do dostrzeżenia na własne oczy cierpienia Boga z powodu grzechów, niemal "ucieleśnionego" na twarzy spowiadającego ich kapłana. Tym natomiast, u których dostrzegał pragnienie i zdolność do głębszego życia duchowego, otwierał głębię miłości, wyjaśniając trudne do wyrażenia piękno możliwości życia zjednoczonego z Bogiem, w Jego obecności: "Wszystko przed Bożymi oczyma, wszystko z Bogiem, by podobać się Bogu ...Jakie to piękne!"[28]. I uczył ich się modlić: "O mój Boże, daj mi łaskę, bym Cię miłował, na ile jest to możliwe, bym Cię kochał"[29].

Proboszcz z Ars potrafił w swoim czasie przekształcać serce i życie tak wielu osób, gdyż udało się mu ukazać im miłosierną miłość Pana. Także w naszych czasach potrzebne jest podobne przepowiadanie i świadectwo prawdy miłości: Bóg jest miłością (1 J 4,8). Przez sakramenty i słowo swego Jezusa Jan Maria Vianney potrafił budować swój lud, pomimo, że często drżał, przekonany o swojej osobistej niewystarczalności, tak bardzo że wiele razy chciał zrezygnować z kierowania parafią, bo czuł się niegodny. Mimo to przykładnie posłuszny zawsze pozostawał na swoim stanowisku, gdyż pożerała go apostolska pasja o zbawienie dusz. Starał się całkowicie przystawać do swego powołania i misji, poprzez surową ascezę: "Wielkim nieszczęściem dla nas proboszczów - ubolewał święty - jest to, że dusza wpada w stan odrętwienia"; rozumiał przez to niebezpieczne oswojenie się duszpasterza ze stanem grzechu czy indyferentyzmu, w którym żyje tak wiele jego owieczek[30]. Powściągał ciało, przez czuwania i posty, aby nie stawiało przeszkód jego kapłańskiej duszy. Nie unikał umartwienia siebie dla dobra powierzonych mu dusz oraz by przyczynić się do wynagrodzenia tak wielu grzechów wysłuchanych na spowiedzi. Wyjaśniał współbratu w kapłaństwie: "Powiem tobie jaką mam receptę: daję grzesznikom niewielką pokutę, a resztę czynię za nich sam"[31]. Ponad konkretne pokuty którym poddawał się Proboszcz z Ars ma dla nas wszystkich znaczenie istota jego nauczania: dusze zostały nabyte drogocenną krwią Chrystusa zaś kapłan nie może poświęcić się ich zbawieniu, jeśli odmawia osobistego uczestnictwa w "wielkiej cenie" odkupienia.

We współczesnym świecie, podobnie jak w trudnych czasach Proboszcza z Ars trzeba, żeby kapłani wyróżniali się w swoim życiu i działaniu mocnym ewangelicznym świadectwem. Słusznie zauważył Paweł VI: "człowiek naszych czasów chętniej słucha świadków, aniżeli nauczycieli; a jeśli słucha nauczycieli, to dlatego, że są świadkami"[32]. Aby nie zrodziła się w nas pustka egzystencjalna i nie została narażona skuteczność naszej posługi, trzeba byśmy się pytali ciągle na nowo: "Czy jesteśmy naprawdę przeniknięci Słowem Bożym? Czy jest ono doprawdy pokarmem, którym się posilamy, bardziej niż chleb i sprawy tego świata? Czy naprawdę je znamy? Czy je miłujemy? Czy troszczymy się wewnętrznie o to Słowo do tego stopnia, aby rzeczywiście odciskało się ono na naszym życiu i kształtowało nasze myślenie?"[33]. Tak jak Jezus powołał Dwunastu, aby z Nim byli (por. Mk 3,14) i dopiero następnie wysłał ich, by głosili Ewangelię, tak i w naszych czasach kapłani są powołani do "przyswojenia" sobie owego "nowego stylu życia", zapoczątkowanego przez Pana Jezusa, który realizowali właśnie Apostołowie[34].

Właśnie owo przywarcie bez zastrzeżeń do tego "nowego stylu życia" charakteryzowało zaangażowanie duszpasterskie Proboszcza z Ars. Papież Jan XXIII w opublikowanej w roku 1959 z okazji setnej rocznicy śmierci św. Jana Marii Vianneya encyklice Sacerdotii nostri primordia, przedstawiał jego ascetyczny charakter, zwracając szczególną uwagę na zagadnienie "trzech rad ewangelicznych", uznanych za konieczne także dla kapłanów: "Jeśli dla osiągnięcia owej świętości życia, rady ewangeliczne nie są nakazane mocą samego stanu duchownego, to jednakże służą im one, podobnie jak wszystkim wiernym, jako normalna droga do osiągnięcia chrześcijańskiego uświęcenia"[35]. Proboszcz z Ars potrafił żyć "radami ewangelicznymi" w sposób stosowny do swego stanu kapłańskiego. Jego ubóstwo nie było takie jak zakonnika czy mnicha, lecz takie, jakiego wymaga się od księdza: pomimo zarządzania znacznymi sumami pieniędzy (pamiętajmy, że bardziej majętni pielgrzymi interesowali się jego dziełami charytatywnymi), wiedział, że wszystko ofiarowano jego kościołowi, ubogim, sierotom, dziewczętom z jego "Providence"[36] i rodzinom najuboższym. Dlatego "był bogaty, by dawać innym, a bardzo ubogi dla siebie"[37]. Wyjaśniał: "Mój sekret jest prosty: dawać wszystko i niczego nie trzymać dla siebie"[38]. Kiedy miał puste ręce, zwracającym się do niego ubogim mówił zadowolony: "Dziś jestem biedny, tak jak wy, jestem jednym z was"[39]. Mógł w ten sposób stwierdzić u kresu życia z całkowitym spokojem: "Nie mam już nic (...). Dobry Bóg może mnie teraz wezwać kiedy zechce!"[40]. Również jego czystość była taką, jakiej wymaga się od księdza dla jego posługi. Można powiedzieć, że była to czystość właściwa dla tego, który habitualnie powinien dotykać Eucharystii i habitualnie patrzy na nią z całą żarliwością serca i z tą samą żarliwością daje ją swoim wiernym. Powiadano o nim, że "w jego spojrzeniu jaśniała czystość" a wierni dostrzegali to, gdy zwracał się ku tabernakulum oczyma zakochanego[41]. Również posłuszeństwo św. Jana Marii Vianeya wyrażało się całkowicie w pełnym przylgnięciu do codziennych wymogów swej posługi. Znana jest historia, gdy był dręczony myślą o swojej nieadekwatności do posługi parafialnej i chęcią ucieczki "by opłakiwać samotnie swe biedne życie"[42]. Jedynie posłuszeństwo i pasja zbawienia dusz zdołały go przekonać, by pozostał na swym miejscu. Sobie i wiernym wyjaśniał: "Nie ma dwóch dobrych sposobów służenia Bogu. Jest tylko jeden jedyny: służyć Jemu tak, jak On chce, by Mu służono"[43]. Wydawało się mu, że złota reguła życia posłusznego jest następująca: "Czynić jedynie to, co może być ofiarowane dobremu Bogu"[44].

W kontekście duchowości karmiącej się praktyką rad ewangelicznych cieszę się, że mogę skierować do kapłanów, w tym dedykowanym im roku szczególną zachętę: by potrafili pojąć nową wiosnę, którą Duch rozbudza w naszych dniach w Kościele, nie na poślednim miejscu poprzez nowe ruchy kościelne i nowe wspólnoty. "Duch jest różnorodny w swoich darach...Tchnie tam gdzie chce. Czyni to nieoczekiwanie, w miejscach nieoczekiwanych i w formach wcześniej niewyobrażalnych... ale ukazuje nam także, że działa On mając na względzie jedno Ciało i że działa w jedności jedynego Ciała"[45]. Pod tym względem ważna jest wskazówka dekretu Presbyterorum ordinis: "Badając duchy, czy pochodzą od Boga, (kapłani) niech w duchu wiary odkrywają różnorodne charyzmaty świeckich, zarówno małe jak i wielkie, niech je z radością uznają, z troskliwością popierają"[46]. Dary takie, które popychają wielu do doskonalszego życia duchowego mogą przynieść korzyść nie tylko wiernym świeckim, ale i samym szafarzom. Z komunii między kapłanami a charyzmatami może rzeczywiście wypływać "cenny impuls do odnowionego zaangażowania Kościoła w głoszenie Ewangelii nadziei i miłości i dawanie jej świadectwa we wszystkich zakątkach świata"[47]. Chciałbym też dodać, odwołując się do adhortacji apostolskiej Pastores dabo vobis papieża Jana Pawła II, że posługa kapłańska ma radykalną "formę wspólnotową" i może być wypełniona tylko w komunii kapłanów ze swym biskupem[48]. Trzeba, aby ta komunia między kapłanami a także ze swym biskupem, mająca swe podstawy w sakramencie święceń i przejawiająca się w koncelebracji eucharystycznej, wyrażała się w różnych konkretnych formach rzeczywistego i afektywnego braterstwa kapłańskiego[49]. Tylko w ten sposób kapłani będą umieli żyć w pełni darem celibatu i będą zdolni do sprawiania, by rozkwitały wspólnoty chrześcijańskie, w których powtarzane są cuda pierwszego przepowiadania Ewangelii.

Dobiegający końca rok św. Pawła kieruje także naszą myśl ku Apostołowi Narodów, w którym jaśnieje przed naszymi oczyma wspaniały wzór kapłana, całkowicie "oddanego" swej posłudze. Jak pisze: "miłość Chrystusa przynagla nas, pomnych na to, że skoro Jeden umarł za wszystkich, to wszyscy pomarli" (2 Kor 5,14). Dodał jeszcze: "za wszystkich umarł po to, aby ci, co żyją, już nie żyli dla siebie, lecz dla Tego, który za nich umarł i zmartwychwstał" (2 Kor, 5,15). Jaki lepszy program można by zaproponować kapłanowi starającemu się o rozwój na drodze doskonałości chrześcijańskiej?

Drodzy kapłani, uroczystości 150 rocznicy śmierci św. Jana Marii Vianneya następują bezpośrednio po dopiero co zakończonych obchodach 150 rocznicy objawień w Lourdes (1858). Już w 1959 r. papież Jan XXIII zauważył: "Krótko przed zakończeniem przez św. Proboszcza z Ars pełnego niebiańskich zasług życia, w innej okolicy Francji ukazała się Ona niewinnej i pokornej dziewczynce, by przez nią macierzyńskim upomnieniem wezwać ludzkość do modlitwy i chrześcijańskiej pokuty; a dostojny Jej głos, do dziś poruszający dusze mimo upływu wieku, dźwięczy długo i szeroko jakby w nieskończoność. W rzeczy samej czyny i słowa kapłana, wyniesionego do czci Świętych, którego setną rocznicę obchodzimy, jakby jakimś uprzedzającym niebiańskim światłem oświetliły nadprzyrodzone prawdy, które objawione zostały w grocie w Lourdes niewinnej dziewczynce. On sam żywił wielkie nabożeństwo do Niepokalanego Poczęcia Najświętszej Dziewicy, w r. 1836 poświęcił kościół parafialny Maryi Niepokalanie Poczętej, a w r. 1854 uczuciami najgłębszej czci i radości witał dogmat katolicki, który tę prawdę nieomylnym orzeczeniem zdefiniował"[50]. Święty Proboszcz zawsze przypominał swoim wiernym "Jezus Chrystus, dawszy nam wszystko, co mógł nam dać, pragnie nas jeszcze uczynić dziedzicami tego co ma najcenniejsze, to znaczy swojej Najświętszej Matki"[51].

Najświętszej Dziewicy zawierzam ten rok kapłański, prosząc Ją by wzbudziła w duszy każdego kapłana wielkoduszne odnowienie owych ideałów całkowitego oddania się Chrystusowi i Kościołowi, które inspirowały myśl i działanie Świętego Proboszcza z Ars. Swym żarliwym życiem modlitwy i gorącą miłością Jezusa Ukrzyżowanego Jan Maria Vianney posilał swe codzienne bezwarunkowe powierzenie się Bogu i Kościołowi. Oby jego przykład wzbudził w kapłanach owe tak bardzo dziś jak i zawsze potrzebne świadectwo jedności z biskupem, między sobą oraz z wiernymi świeckimi. Niezależnie od istniejącego w świecie zła, zawsze rozbrzmiewa jakże aktualne słowo Chrystusa do swoich apostołów w Wieczerniku: "Na świecie doznacie ucisku, ale miejcie odwagę: Jam zwyciężył świat" (J 16,33). Wiara w Boskiego Nauczyciela da nam siłę, byśmy z ufnością spoglądali w przyszłość. Drodzy kapłani, Chrystus na was liczy. Idąc za przykładem Świętego Proboszcza z Ars, pozwólcie się Jemu zdobyć a staniecie się również wy, we współczesnym świecie posłańcami nadziei, pojednania i pokoju!

Z moim Błogosławieństwem Apostolskim

W Watykanie, dnia 16 czerwca 2009 roku

BENEDICTUS PP. XVI


[1]. Ogłosił go takim Papież Pius XI w roku 1929
[2]. "Le Sacerdoce, c´est l´amour du coeur de Jésus" (w: B. Nodet, Le curé d´Ars. Sa pensée - Son coeur. Présentée par l´Abbé Bernard Nodet, éd. Xavier Mappus, Paris 1995, p.5). Dalej: Nodet. Wyrażenie to cytuje także Katechizm Kościoła Katolickiego, n. 1589.
[3] NODET, s. 101
[4] Ibid, s. 97
[5] Ibid., s. 98-99
[6] Ibid, s. 98-100.
[7] Ibid, s. 183
[8] MONNIN A., Il Curato d’Ars. Vita di Gian-Battista-Maria Vianney, vol. I, ed. Marietti, Torino 1870, 122
[9] Por. Lumen gentium, 10
[10] Presbyterorum ordinis, 9
[11] Tamże
[12] “Kontemplacja jest spojrzeniem wiary, utkwionym w Jezusa Chrystusa. «Wpatruję się w Niego a On wpatruje się w mnie» mówił w czasach swego świętego proboszcza wieśniak z Ars, modląc się przed tabernakulm" (Katechizm Kościoła Katolickiego n. 2715).
[13] NODET, s. 85
[14] NODET, s. 114
[15] Ibid., s. 119
[16] Por. MONNIN A., dzieło cytowane II, ss. 430 nn
[17] NODET, s. 105
[18] Ibid., s. 105
[19] Ibid., s. 104
[20] Monnin A., dzieło cytowane II, s. 293
[21] tamże, II, s. 10
[22] NODET, s. 128
[23] Ibid., s. 50
[24] Ibid., s. 131
[25] Ibid., s. 130
[26] Ibid., s. 27
[27] Ibid., s. 139
[28] Ibid., s. 28
[29] Ibid., s. 77
[30] Ibid., s. 102
[31] Ibid., s. 189
[32] Evangelii nuntiandi, 41.
[33] BENEDYKT XVI, Homilia podczas Mszy św. Krzyżma, 9.04.2009
[34] por. BENEDYKT XVI, Przemówienie do Sesji Plenarnej Kongregacji ds. Duchowieństwa, 16.03.2009
[35] P.I.
[36] Nazwał tak dom, gdzie sprawił, że przyjmowano ponad 60 porzuconych dziewcząt. Aby go utrzymać, był gotów na wszystko “Podjąłem wszelkie wyobrażalne kroki" - mawiał ze śmiechem (NODET, s. 214)
[37] NODET, s. 216
[38] Ibid., s. 215
[39] Ibid., s. 216
[40] Ibid., s. 214
[41] Por. Ibid., s. 112
[42] Por. Ibid., ss. 82-84; 102-103
[43] Ibid., s. 75
[44] Ibid., s. 76
[45] BENEDYKT XVI, Wigilia Zesłania Ducha Świętego, 3.06.2006
[46] N.9.
[47] BENEDYKT XVI, Przemówienie do Biskupów przyjaciół Ruchu Focolari i Wspólnoty św. Idziego, 8.02.2007
[48] Por. n.17.
[49] por. JAN PAWEŁ II. Adhort. Ap. Pastores dabo vobis, 74
[50] Encyklika Sacerdotii nostri primorida, 1959
[51] NODET, s. 244.