piątek, 25 marca 2011

Festiwal Życia

To dziecko potrzebuje Ciebie! - Duchowa Adopcja

To dziecko potrzebuje Ciebie! - Duchowa Adopcja

"Panie Jezu, proszę Cię w intencji tego nienarodzonego dziecka, które znajduje się w niebezpieczeństwie zagłady... Proszę, daj rodzicom miłość i odwagę, aby swoje dziecko pozostawili przy życiu."


Moi trzej synowie są dla mnie wielką radością. Najstarszy to elokwentny czterolatek udający czasem srogiego tatę, a czasem troskliwie broniący swoich młodszych braci przed domowymi niebezpieczeństwami. Najmłodszy zaczyna raczkować, niezdarnie przemieszczając się „po warszawsku” z podkuloną jedną nóżką. A środkowy, choć wygląda jak aniołek, we wszystkim, co najmniej dozwolone, naśladuje starszego brata i śmieje się szyderczo, gdy komuś coś się nie uda. Mamy z mężem wspaniałe dzieci, które bardzo kochamy. Są naszym szczęściem i wiemy, jak wiele dobra wnoszą w nasze życie. Bywają uroczy i kochani, a czasami okropnie męczący i irytujący. Ale dzięki nim nasze życie nabiera nowego sensu.

Jeśli moim powołaniem jest zbliżanie się do Boga i dążenie do świętości, to moje dzieci w tym wszystkim mi pomagają. Są zatem dla mnie darem i błogosławieństwem. Świadoma tego, często myślę o kobietach, które nie chcą zdecydować się na urodzenie poczętych już dzieci. Jeszcze częściej myślę o tych dzieciach – absolutnie bezbronnych. Wiem, że kobiety podejmujące decyzję o aborcji, często znajdują się w dramatycznej sytuacji, o jakiej pewnie nie mam pojęcia. Wiem jednak także, że mrok i pustka, na jakie się skazują, są dużo bardziej przygnębiające.

Błogosławiona Matka Teresa z Kalkuty pisała, że „najbezpieczniejszym miejscem na świecie powinno być łono matki, gdzie dziecko jest najsłabsze i najbardziej bezradne, w pełni zaufania całkowicie zdane na matkę”. Tymczasem każdego dnia na świecie około 115 000 dzieci jest zabijanych, zanim się urodzi.

Jak możemy walczyć z aborcją? Oczywiście, zdecydowane wyrażanie sprzeciwu, upominanie i cierpliwe przedstawianie argumentów – to nasz obowiązek, ale… najskuteczniejsza może się okazać modlitwa.

„Panie Jezu, proszę Cię w intencji tego nienarodzonego dziecka, które znajduje się w niebezpieczeństwie zagłady...
Proszę, daj rodzicom miłość i odwagę, aby swoje dziecko pozostawili przy życiu.”

25 marca obchodzimy Dzień Świętości Życia i jedną z inicjatyw wówczas podejmowanych jest Duchowa Adopcja, modlitwa w intencji dziecka zagrożonego zabiciem w łonie matki. Trwa 9 miesięcy i polega na codziennym odmawianiu jednej tajemnicy różańca oraz specjalnej modlitwy w intencji dziecka i jego rodziców. W większości kościołów, w niedzielę poprzedzającą Dzień Świętości Życia, dostępne są deklaracje, które można wypełnić i złożyć na ręce kapłana, wypowiedzieć słowa przyrzeczenia i... rozpocząć duchową opiekę nad małym człowiekiem. Modlitwa symbolicznie rozpoczyna się w uroczystość Zwiastowania Pańskiego, a kończy w Boże Narodzenie. Podjąć ją może każdy, kto chce uratować życie. Dla ciebie to tylko pięć minut każdego dnia, ale dla tego dziecka...

„Wszystko, co uczyniliście jednemu z tych braci najmniejszych, Mnieście uczynili”. (Mt 25, 40)

W minione święta Bożego Narodzenia rozmawialiśmy z naszymi synami o tym, co się wydarzyło ponad dwa tysiące lat temu. Wyjaśnialiśmy, że nasze rodzinne spotkanie jest jakby przyjęciem urodzinowym dla Pana Jezusa. Po Wigilii, gdy usypiałam chłopców, powiedziałam, że dziś ostatni raz modlę się za to „dziecko, które rodzice za mało kochają”. Najstarszy stwierdził, że w takim razie „jutro możemy przygotować dwa przyjęcia: dla Pana Jezusa i dla nowonarodzonego maluszka”.

Wierzę, że dzięki tej Duchowej Adopcji przychodzi na świat dziecko, którego życie było zagrożone. Ufam również, że jego mama z każdym tygodniem coraz czulej o nim myśli, przekazując mu miłość i akceptację. Wyobrażam sobie także jego tatę, wzrastającego w poczuciu odpowiedzialności za dziecko i jego matkę. Przecież dla Boga nie ma nic niemożliwego…

Więcej o Duchowej Adopcji (treść modlitwy i deklaracji) na stronie:  www.duchowaadopcja.com.pl

DUSZPASTERSTWO TRZEŹWOŚCI ZAPRASZA NA REKOLEKCJE DO ROKITNA

DUSZPASTERSTWO TRZEŹWOŚCI ZAPRASZA NA REKOLEKCJE
DO ROKITNA



Chętnych do udziału w rekolekcjach, prosimy
o wcześniejsze zgłoszenie, tel.: 696 055 229, kwatermistrz Jan Łowigus.
Nie prowadzimy rejestracji przez stronę internetową, czy e-mail.
---

Rekolekcje w roku 2011 r., odbędą się:
26-29 kwietnia - Rekolekcje Duszpasterstwa Trzeźwości
3 maja         - Pielgrzymka Trzeźwości
20-22 maja     - trzeźwościowe
26-28 sierpnia - trzeźwościowe
12 września    - II Narodowa Modlitwa o Trzeźwość
30 września do 2 października - trzeźwościowe
14-16 października - dla młodzieży

Zakwaterowanie w Domu Pielgrzyma od godz. 14.00 Rozpoczęcie w Bazylice, godz.: 17.30
Koszt wyżywienia i noclegu – 110 zł od osoby.


Rekolekcje Trzeźwościowe
w Rokitnie
66-341 Rokitno 37

Ks. Henryk Grządko
Tel.: 95 722 71 05, 600 857 105

Koordynator ds. rekolekcji
Stanisław Szuflak
Tel.: 91 462 75 13, 605 602 262
e-mail: staszekszuflak@wp.pl

STRONY WWW:
www.rokitno.org - Sanktuarium Maryjne w Rokitnie.
www.anonimowinarkomani.org - Strona wspólnoty Anonimowych Narkomanów.
www.aa.org.pl - Strona wspólnoty Anonimowych Alkoholików.
www.mojemalzenstwo.pl - Strona naszego przyjaciela Mieczysława Guzewicza.
www.al-anon.org.pl - Oficjalny serwis Grup Rodzinnych Al-Anon i Alateen w Polsce.
www.dda.pl - Nieoficjalna strona Dorosłych Dzieci Alkoholików w Polsce.
www.dniskupieniadda.pl - Dni skupienia i modlitwy DDA/DDD
www.milujciesie.org.pl - Miłujcie się. Dwumiesiecznik Katolicki.
www.wiara.pl - Wiara.pl - Portal Gościa Niedzielnego.
www.prorodzina.szczecin.pl - Civitas Christiana - Ośrodek "Z Pomocą rodzinie".
www.przyjaciel.opole.opoka.org.pl - Strona naszego przyjaciela Jacka Rynga.
www.oat.com.pl - Apostolat Trzeźwości w Zakroczymiu



2006-08-09
Usłyszy cię tylko Maryja
Krzysztof Król z cyklu 'Cudowne wakacje'

Na obrazie w Rokitnie Matka Boża ma odsłonięte ucho, a na Jej twarzy maluje się niezwykłe skupienie. To dlatego, że od wieków cierpliwie nasłuchuje ludzkich modlitw.
Bardzo upalne sobotnie południe. Ludzie spacerują sanktuaryjnymi dróżkami. Wokoło spokojnie i cicho. Przy domu pielgrzyma siedzi kustosz, ks. Tadeusz Kondracki. Rozmawia z pielgrzymami. Powinien się oszczędzać. Wczoraj wrócił ze szpitala, ale już jest na nogach. – Cudownego miejsca nie wybiera człowiek, tylko Pan Bóg – mówi. – Wybiera, jeśli widzi, że na danym terenie jest wielkie zagrożenie dla człowieka. Wtedy albo wysyła wielkich ludzi, albo wybiera nadzwyczajne miejsca cudownej pomocy. Aby bronić ludzkiej godności i tożsamości – dodaje.

Cierpliwe ucho
Rokitniańskie sanktuarium znajduje się 12 kilometrów od Międzyrzecza. To duchowe centrum diecezji zielonogórsko-gorzowskiej. Rocznie przyjeżdża tu ponad 300 tys. pielgrzymów z całej Polski. W domu rekolekcyjnym właściwie na okrągło trwają rekolekcje. Właśnie kończy się czas skupienia Ruchu Domowy Kościół, w którym uczestniczyło 20 rodzin z całej Polski. Wszystkich przyciąga Matka Cierpliwie Słuchająca. Jej XVI-wieczny wizerunek trafił tu w 1669 r. Rok później powołana przez biskupów poznańskich specjalna komisja orzekła, że obraz jest cudowny. Wieść o tym rozeszła się po całym kraju. – Pod opieką Matki Bożej Rokitniańskiej, wiosną 1671 r., król Michał Korybut Wiśniowiecki wyruszył pod Lublin w celu stłumienia buntu szlachty. Obraz zabrał na pole walki. Pod Lublinem, w miejscowości Gołąb, doszło do zawarcia niespodziewanej zgody i pokoju. Wszyscy zgodnie uznali, że stało się tak za przyczyną Matki Bożej Rokitniańskiej – opowiada ks. Kondracki. Po tym wydarzeniu Pani z Rokitna została ukoronowana królewską koroną, a na Jej piersiach umieszczono ryngraf z orłem białym.

– A przydomek Maryi „Słuchająca” wziął się od Jej odsłoniętego ucha. To przecież symbol słuchania i cierpliwości – wyjaśnia ks. Kondracki.

O dziejących się tutaj cudach świadczy książka przygotowana przez wicekustosza ks. Józefa Tomiaka pt. „Zasłuchana w człowieka”. Można tam znaleźć wiele podziękowań za łaski wyproszone za przyczyną Matki Bożej Cierpliwie Słuchającej. O cudach mniej lub bardziej niezwykłych opowiadają także pielgrzymi.

Nawet jeżdżę samochodem
Lech i Wanda Jągowscy mieszkają niedaleko – w Pszczewie. Do Rokitna przyjeżdżają od 20 lat. To dla nich szczególne miejsce. – Zwiedzamy dużo miejsc maryjnych, ale to jest wyjątkowe. Tutaj można się wyciszyć. W tym miejscu człowiek czuje się swobodnie – mówią państwo Jągowscy.

Lech Jągowski opowiada swoją historię. – Od pięciu lat nie powinienem chodzić. Mogłem być sparaliżowany. Miałem ogromne bóle w kręgosłupie i prawie nie mogłem się poruszać. Początkowo lekarze nie mogli znaleźć przyczyny moich dolegliwości. W Gorzowie Wielkopolskim przeszedłem kilka operacji. Ze szpitala wypisano mnie na noszach – opowiada. – Wtedy zacząłem się modlić do Matki Bożej Cierpliwie Słuchającej. Prosiłem Jezusa za Jej wstawiennictwem, żebym mógł chodzić. Było wiele trudnych momentów, ale teraz chodzę o kulach, a nawet jeżdżę samochodem – mówi.

Duchowa stolica trzeźwości
W 1989 roku w Rokitnie odbyły się pierwsze rekolekcje trzeźwościowe. Teraz w ciągu roku organizowanych jest tutaj dziewięć turnusów rekolekcji, w których średnio uczestniczy 150 osób. Diecezjalny duszpasterz trzeźwości ks. Henryk Grządko od tego czasu był świadkiem wielu cudownych nawróceń.

Ryszard Ciechocki z Gorzowa Wielkopolskiego trafił na rekolekcje trzeźwościowe piętnaście lat temu. Wcześniej pił przez prawie 25 lat. O rekolekcjach powiedzieli mu koledzy, którzy chodzili na spotkania AA. – Przyszedłem do domu i poprosiłem żonę, żeby ze mną pojechała. Ona powiedziała, że nie pojedzie do pijaków, bo wystarczy jej jeden w domu. Ale ją błagałem, prosiłem i zgodziła się. Ludzie w Rokitnie przygarnęli nas z wielką miłością – wspomina. Na tamtych rekolekcjach było ok. 100 osób. Ryszard przyznaje, że był zdesperowany. Nienawidził siebie. – Wtedy rekolekcje prowadził ks. Paweł Pawlicki, który ma pięć lat więcej trzeźwienia ode mnie. Jednego razu przypomniał nam przypowieść o synu marnotrawnym. Wiele razy ją słyszałem, ale dopiero wtedy do mnie dotarła. Błagałem Maryję, żeby wyprosiła dla mnie u Jezusa łaskę trzeźwości. Potem wróciłem do grupy anonimowych alkoholików i zacząłem pracować nad sobą – tłumaczy.

Ryszard przyjeżdżał do Rokitna cztery razy w roku. – To miejsce było wpisane w trzeźwienie naszej rodziny. Wtedy przekonałem się, jak moja żona bardzo mnie kocha. Ona nie miała takiego problemu jak ja, ale w ogóle przestała używać alkoholu. Ona i moje dzieci zawsze mi towarzyszyły – mówi Ryszard.

Dziś on pomaga trzeźwieć innym. Zawodowo zajmuje się terapią uzależnionych. – Dużo ludzi uratował i przyciągnął do trzeźwości . Dla mnie jest to ewidentny przykład nawrócenia za przyczyną Matki Bożej – wyjaśnia ks. Grządko.

Nasze małe cuda
Dla Anny i Michała Najmanów Rokitno to duchowy dom, szkoła zawierzenia i azyl ciszy. – Szczególny kontakt z tym miejscem rodził się przez kilkanaście lat przez udział w spotkaniach i przeżywanych tu rekolekcjach oazowych. Przed wizerunkiem Cierpliwie Słuchającej rodziły się pytania o drogę życia, powołanie i wolę Bożą – wyjaśniają.

To właśnie trzy lata temu w rokitniańskim sanktuarium państwo Najman wzięli ślub.
– Zaprosiliśmy Ją do naszego narzeczeństwa, by prowadziła nas do jedności małżeńskiej. Każdego dnia oddawaliśmy Jej nasze pragnienia trwania w miłości małżeńskiej. Namacalnie doświadczaliśmy Jej prowadzenia, takie nasze małe cuda – tłumaczą.

Anna i Michał wierzą w stałą obecność Matki w ich codzienności. – Nie sposób Jej nie dostrzec. W połowie sierpnia będziemy w Rokitnie w trzecią rocznicę naszego ślubu z naszym niespełna rocznym synkiem – mówią Anna i Michał.

Mniej nerwów w pracy
Co robi człowiek w skórze i na motorze w rokitniańskim sanktuarium? Marek Giertych ma 56 lat. Mieszka w Poznaniu. Jest współwłaścicielem firmy serwisującej maszyny poligraficzne. Motorem jeździ od czterech lat. To dla niego, jak mówi: „odstresowanie po tygodniu pracy”.

Rokitno odkrył jakieś pięć lat temu. Od tej pory przyjeżdża tu prawie co tydzień. – Przyjeżdżam zdać Matce Bożej relację z minionego tygodnia i nabrać siły duchowej. Poradzić się. Pan Marek lubi, kiedy w bazylice jest mniej ludzi. Wtedy klęka w ławce i modli się. Tutaj, jak przyznaje, nabiera sił i optymizmu. – Od pewnego czasu inaczej patrzę na sprawy firmy. Chyba udziela mi się atmosfera tego miejsca, pełna życzliwości i optymizmu. Jestem mniej nerwowy w pracy. W przyszłości chciałbym razem z żoną przeprowadzić się bliżej tego miejsca i pomóc choćby ławkę naprawić – mówi z uśmiechem.

Prawe sumienie to największy cud
– Ludzie patrzą na cudowne miejsca w kategoriach sensacji i czasem piszą: „Matko Boża, błagam Cię i proszę, aby moja babcia żyła wiecznie, a mi daj worek pieniędzy”. Ale to nie o to chodzi – mówi ks. Tadeusz Kondracki. Wielu pielgrzymów pyta o dziejące się tutaj cuda. – Wtedy mówię tak: tym cudem jesteście wy, jeżeli jesteście ludźmi o prawym sumieniu. Każdy prawy człowiek jest cudem Boskim. Cudowny obraz przypomina, że każdy z nas ma być cudownym, czyli prawym człowiekiem – wyjaśnia. Z kościoła właśnie wychodzi młode małżeństwo. Mówią, że przyjechali do Matki Cierpliwie Słuchającej, by ratować swoje małżeństwo. – Trochę się kłócimy – mówią szczerze. – Nie wiedzie nam się w życiu. Przyjechaliśmy tutaj z nadzieją, że się zjednoczymy, a jeśli nie, to trzeba będzie się rozstać. Wierzymy jednak, że Matka Boża może nas na nowo zjednoczyć. Wiemy, że na to trzeba czasu – mówi Krzysztof ściskając rękę Eweliny. Może już niedługo Matka Boża Cierpliwie Słuchająca wyprosi kolejny cud nawrócenia.


artykuł z numeru 33/2006 13-08-2006

piątek, 11 marca 2011

Kara nadchodzi

Sławomir Rusin

Kara nadchodzi

W 2012 r. na tronie papieskim zasiądzie Piotr Rzymianin. Wówczas to, jeśli ludzie się wcześniej nie nawrócą, nastąpi początek końca. Na stepach Azji Antychryst się zjawi, który, czyniąc niezwykłości mocą szatańska, tłumy ujarzmi. Grzechy ludzkości spowodują, że czara Bożej goryczy się przeleje. Maryja opuści karzącą rękę Boga, a na ziemię spłyną największe nieszczęścia. Słońce w krwi skąpane będzie, a z nieba ogień spadać zacznie. Oceany wyparują, ziemia w wielu miejscach się rozstąpi, a miliony ludzi będą ginęły z godziny na godzinę
Tak będzie wyglądać — w wielkim skrócie — nasza niedaleka przyszłość, według najpopularniejszych przepowiedni.
już wkrótce Piotr Rzymianin
Pod koniec XVI w. odkryto zaginione proroctwo, dotyczące papieży i końca świata. Autorstwo przypisano urodzonemu w 1094 r. irlandzkiemu mnichowi św. Malachiaszowi. W roku 1139 r. opuścił on Irlandię i udał się na pielgrzymkę do Rzymu. Jak mówi legenda, kiedy zobaczył po raz pierwszy Wieczne Miasto, padł na kolana i otrzymał wizję: ujrzał przyszłość papiestwa. Po dwóch latach powrócił do ojczyzny, by wprowadzać tam liturgię rzymską i reformę cysterską. Ale w 1148 r. znów wyruszył do Rzymu. Tym razem nie dotarł do celu. Zmarł w drodze, u boku swojego największego przyjaciela i powiernika św. Bernarda z Clairvaux, który twierdził, że irlandzki mnich dokładnie przewidział dzień i godzinę swojej śmierci. Wkrótce po śmierci, w 1190 r., Malachiasz został beatyfikowany. W brewiarzu jego wspomnienie przypada na 2 listopada, a w notce o nim można przeczytać, że był obdarzony darem proroctwa.
Proroctwo przypisywane Malachaiszowi jest dosyć krótkie. Jego treść stanowi lista pseudonimów 112 papieży. Każdy z nich opisany jest w dwóch, trzech słowach. Rejestr rozpoczyna żyjący w XII w. Celestyn II, którego Malachiasz określa Ex Castro Tiberis, co po łacinie oznacza „Z zamku nad Tybrem”. Można tu doszukać się aluzji do nazwiska papieża, które brzmiało Guido de Castello (hiszpańskie castello tłumaczy się jako „zamek”).
Na końcu listy znajdują się papieże przełomu XX i XXI, według Malachiasza ostatni papieże w dziejach. Pastor et nauta(łac. Pasterz i żeglarz) to Jan XXIII, który zanim został biskupem Rzymu, był patriarchą Wenecji, miasta znanego z tradycji żeglarskich, a przede wszystkim z kanałów, po których patriarcha przemieszczał się gondolami. Następne określenie to Flos florum (łac. Kwiat kwiatów), oznaczające następcę Jana XXIII, Pawła VI, który miał w swoim herbie lilie. Później pojawia sięDe medietate lunae (łac. Z połowy księżyca) przypisywane Janowi Pawłowi I, ze względu na jego krótkie panowanie (33 dni), w którym jego światło nie rozbłysło własnym blaskiem, a jedynie odbitym. Następny papież to Jan Paweł II, czyli De labore Solis (łac. Z pracy Słońca). Niektórzy doszukują się w tym pseudonimie aluzji do papieskich pielgrzymek: jak blask Słońca dociera do wszystkich zakątków Ziemi, tak Papież odwiedził wszystkie kontynenty. Inni wskazują na fakt, że zarówno w dniu urodzin Karola Wojtyły, jak i jego pogrzebu, na Ziemi wystąpiło zaćmienie Słońca. Po Janie Pawle II przychodzi De gloria olivae (łac. Z chwały oliwki). Przez wieki myślano, że zwrot ten oznacza kogoś o oliwkowym, czyli ciemnym kolorze skóry. Spodziewano się, że na tronie Piotrowym zasiądzie Murzyn. Tymczasem siwy Benedykt XVI daleko odbiega od oczekiwanego wzorca. Szybko jednak znaleziono inną interpretację: w herbie obecnego papieża znajduje się głowa Afrykanina, a założeni przez św. Benedykta, benedyktyni jako swój symbol przyjęli gałązkę oliwki.
Ostatni papież będzie nosił przydomek Petrus Romanus (łac. Piotr Rzymianin). I tu w zapisie proroctwa następuje zmiana. Obok pseudonimu pojawia się krótki opis, mówiący o tym, co stanie się w czasie jego pontyfikatu: „W czasie najgorszego prześladowania Świętego Kościoła Rzymskiego zasiądzie Piotr Rzymianin, który będzie paść owce podczas wielu utrapień, po czym Miasto Siedmiu Wzgórz zostanie zniszczone i straszny sędzia osądzi swój lud. Koniec”.
pokuta, pokuta, pokuta!
O nadchodzącym sądzie i karze mówią także objawienia maryjne. I, co ciekawe, zawierają one o wiele więcej szczegółów niż proroctwo Malachiasza.
Jedno z pierwszych ostrzeżeń pojawiło się w XIX w. La Salette: „Jeżeli mój lud nie zechce się poddać, będę zmuszona puścić ramię mojego Syna. Jest ono tak mocne i tak ciężkie, że nie zdołam go dłużej podtrzymywać. Od jak dawna już cierpię za was. Chcąc, by mój Syn was nie opuścił, jestem zmuszona ustawicznie Go o to prosić, a wy sobie nic z tego nie robicie”. W Fatimie siostra Łucja widziała anioła z ognistym mieczem, który o mało nie zapala świata. Anioł ów woła w kierunku Ziemi mocnym głosem: „Pokuta, pokuta, pokuta!”. Następne objawienia też nie brzmią zbyt optymistycznie. W japońskim Akita s. Agnes Sasagawe usłyszała od Maryi: „Będzie kara większa niż potop, nieporównywalna z niczym, co widział świat. Ogień spadnie z nieba i unicestwi większą część ludzkości, dobrych na równi ze złymi, nie oszczędzając ani kapłanów, ani wiernych. Ci, co ocaleją, będą czuć się tak samotni, że będą zazdrościć umarłym”. Przepowiednie z Akita nie omijają Kościoła. Szatan ma wejść w szeregi jego wiernych, by skłócić ze sobą biskupów i kardynałów. Wielu księży, ulegając pokusie Złego, pójdzie na kompromisy ze światem, a nawet porzuci kapłaństwo. O nadchodzącym Sądzie Ostatecznym mówią także ostatnie, uznane przez Kościół, objawienia w Kibeho w Rwandzie.
W Medjugorie sprawa przepowiedni wygląda nieco inaczej. Tak mówi o tym Zofia Oczkowska, przewodniczka pielgrzymek do Medjugorie: „O końcu świata expresis verbis nikt tam nigdy nie mówił. Natomiast Vicka, jedna z widzących, twierdzi, że są to ostatnie objawienia Matki Bożej na ziemi. Inna widząca, Mirjana, twierdzi, że po ogłoszeniu trzech pierwszych (z dziesięciu) tajemnic — objawionych przez Gospę (serb. Panią) tylko widzącym — które stanowią ostrzeżenie dla świata, ludzie nie będą mieć czasu, aby się nawrócić. Obecnie żyjemy w czasie łaski, po którym nastąpi oczyszczenie”. Ogłoszenie tajemnic ma nastąpić za życia widzących, a są oni obecnie w średnim wieku. Najstarsza, Vicka, ma 41 lat, a najmłodszy, Jakov, dziesięć lat mniej. Osoba, która ogłosi tajemnice, o. Petar Ljubičić OFM, ma obecnie 59 lat.
Intronizacja albo...
Okazuje się, że ważną rolę w głoszeniu orędzia o zbliżającej się karze odgrywa także Polska. W czasie II wojny światowej w nękanych walką Siekierkach, niedaleko Warszawy, Maryja przestrzegała przed nadchodzącymi katastrofami. Oprócz wskazówek dotyczących problemów lokalnych, pozostawiła wezwanie, które Polacy powinni ogłosić całemu światu: „Módlcie się, bo idzie na was wielka kara, ciężki krzyż. Nie mogę powstrzymać gniewu Syna mojego, bo się lud nie nawraca. (...) Na moje słowa mogą gwiazdy spadać i słońce się zaćmi. Na moje słowa ziemia się rozstąpi i będą przepaście”.
Nieco inny, ale również typowo Polski charakter mają wezwania Rozalii Celakówny. Ta prosta dziewczyna z Podhala, a jednocześnie wielka mistyczka, żyjąca na początku XX w., od wczesnego dzieciństwa doświadczała obecności Pana Jezusa. Wstąpiła do klarysek, ale po dwumiesięcznym pobycie w klasztorze zrozumiała, że to nie jest jej powołanie. Ostatecznie została pielęgniarką na oddziale skórno-wenerycznym Szpitala Św. Łazarza w Krakowie. Było to niezwykle trudne doświadczenie, ale w nim wytrwała. Pacjentami tego szpitala były głównie prostytutki. Podczas dyżurów Rozalii nie zmarła ani jedna osoba, nie pojednawszy się z Bogiem.
Przez cały okres pracy Celakówna doświadczała przeżyć mistycznych, które z czasem zaczęła spisywać i konsultować ze spowiednikami. Chrystus groził w nich nie tyle końcem świata, co nadchodzącą karą. Wskazywał przy tym drogę ratunku: „Polska nie zginie, o ile przyjmie Chrystusa za Króla w całym tego słowa znaczeniu; jeżeli się podporządkuje pod prawo Boże, pod prawo Jego Miłości. Inaczej, moje dziecko, nie ostoi się. Oświadczam Ci to, moje dziecko, jeszcze raz, że tylko te państwa nie zginą, które będą oddane Jezusowemu Sercu przez Intronizację, które uznają Go swym Królem i Panem. Przyjdzie straszna katastrofa na świat”. Drogą do uznania Chrystusa za Króla Polski ma być przystąpienie do Dzieła Osobistego Poświęcenia się Najświętszemu Sercu Jezusowemu. Dzieło to kanonicznie erygował 17 kwietnia 1946 r. kard. Adam St. Sapieha, a 28 października 1948 r. otrzymało ono błogosławieństwo Stolicy Świętej.
21. 12. 2012 — koniec
Przez dwa tysiące lat chrześcijanie wypatrywali zbliżającego się końca świata, opierając się na analizie Biblii, objawień, prawdziwych bądź domniemanych proroctw świętych. Poszukiwania te, w sposób mniej lub bardziej dojrzały, zanurzone były w wierze. Okazuje się, że dziś to nie wystarcza. Z pomocą w tym względzie przychodzą... wymarłe cywilizacje i obliczenia „naukowców”...
Żyjący w Ameryce Środkowej Majowie stworzyli w pierwszym tysiącleciu naszej ery wysoko rozwiniętą cywilizację. Byli znakomitymi astronomami, opracowali niezwykły kalendarz podzielony na ery, z których każda liczyła 26 tys. lat. Według Majów piąta era kończy się 21.12.2012 r. W tym miejscu kończy się również ich kalendarz, dalej już nie ma nic. Data ta, traktowana jako termin końca świata, zbieżna jest z innymi przewidywaniami (np. Oriona), wyliczeniami niektórych „uczonych” oraz tzw. kodem Biblii. Według nich, w 2012 r. mają nastąpić wielkie kataklizmy: huragany, trzęsienia ziemi, powodzie. Będą one wynikiem hiperaktywności Słońca, która spowoduje przebiegunowanie Ziemi. Nasza planeta ma się na chwilę zatrzymać, po czym zacznie się obracać w przeciwnym kierunku, tj. ze wschodu na zach. Polskę ma pokryć lodowiec, a najbezpieczniejszym miejscem na Ziemi ma być Afryka (choć nie wiadomo, czy ktoś w ogóle przeżyje.
Inni zwolennicy daty 2012 r. wypowiadają się bardziej optymistycznie. Rzeczywiście, skończy się świat, który znamy, ale ludzkość przejdzie w nowy doskonalszy „wymiar astralny”. Będziemy tworzyć wspólną pozytywną energię, pozbywając się przy tym tak przyziemnych rzeczy, jak pieniądze czy nasze ciała. Jeszcze inni widzą w tej dacie przełomowy moment dla rozwoju całej cywilizacji, kiedy to (do końca nie wiadomo z jakich powodów, być może w wyniku ingerencji cywilizacji pozaziemskich) nastąpi niezwykłe „przyśpieszenie ewolucyjne”.
jaka jest prawda?
To, co nieznane, często wywołuje w nas lęk. A najmniej wiemy o naszej przyszłości. Jaka będzie? Jak się potoczą nasze losy? Co nas czeka po śmierci, kara czy nagroda? Ludzie zawsze próbowali radzić sobie z tym strachem, udając się do wyroczni, zgłębiając proroctwa, odczytując znaki ukryte w przyrodzie. I nawet kiedy zapowiadały one straszliwe wydarzenia, oswojenie się z nimi było lepsze od niewiedzy.
Jeśli niektóre z proroctw mogły mieć charakter nadprzyrodzony, to wydaje się, że znaczna ich część była oszustwem.
Tak też jest — z niezwykle dziś popularną od chwili wyboru na papieża Benedykta XVI — przepowiednią Malachiasza. Przypisuje się ją w irlandzkiemu cystersowi, tymczasem jej autorem jest szesnastowieczny benedyktyn Arnold Wion. Opublikował on ok. 1590 r. książkę Lignum vitae, w której, pod nazwiskiem Malachiasza, zamieścił — jak pisze ks. prof. Jan Kracik — „sto dwanaście wysnutych ze swej wiedzy (przeszłość) i fantazji (przyszłość) zawołań, charakteryzujących kolejnych biskupów Rzymu”. I rzeczywiście, jeśli przyjrzymy się temu „proroctwu”, to określenia papieży żyjących od czasów Celestyna II (1143 r.) do momentu opublikowania dzieła są znacznie bardziej jednoznaczne niż późniejsze. Na przykład: Paweł VI (Kwiat kwiatów) nie był jednym papieżem posiadających w herbie kwiaty, a określenie „Z pracy Słońca”, przypisywane Janowi Pawłowi II, równie dobrze może określać kogoś pochodzącego z krajów południowych. Najlepszym przykładem niejednoznaczności przepowiedni jest osoba Benedykta XVI. Kiedy okazało się, że nowy papież nie ma ciemnego koloru skóry, zaczęto doszukiwać się u niego innych cech, które pasowałyby do przepowiedni. Łatwiej za wszelką cenę wykazać „prawdziwość” proroctwa, niż je porzucić.
Skoro już wiemy, że koniec świata nadchodzi — Benedykt XVI to przecież przedostatni papież — dobrze byłoby poznać jego termin. Dla niektórych oczekiwania te doskonale zaspokajają Majowie z ich końcem kalendarza przypadającym na 21.12.2012. Ciekawe jednak, że Majowie przewidzieli koniec świata ludzkości, ale nie przewidzieli końca swojego świata. Ich cywilizacja zaczęła się chylić ku upadkowi ok. 1200 r., a trzysta lat później praktycznie zniknęła z mapy Ameryki. Trudno też zaufać wizjom niektórych „naukowców”, którzy świetlaną przyszłość po 2012 r. zobaczyli w czasie eksperymentów z grzybkami halucynogennymi. Gdyby jednak data 2012 r. się nie sprawdziła, nie należy się zbytnio zamartwiać, gdyż w 2076 r. kończy się kalendarz muzułmański, a według niektórych w roku 2240 ma nadejść żydowski Mesjasz, który zapowie rychły koniec świata...
o końcu nie wie nikt
Inaczej sprawa ma się z objawieniami, zarówno maryjnymi, jak i przekazanymi przez Rozalię Celakówną. Zasadniczym rysem, odróżniającym je od wspomnianych wyżej przepowiedni czy wizji jest fakt, że jeśli pojawiają się w nich opisy nadchodzącej kary Bożej, to nigdy jako coś, czego nie da się odwrócić, co wydarzy się w ściśle określonym momencie. W chrześcijaństwie modlitwa, pokuta i nawrócenie (np. uznanie Chrystusa za swojego Króla — jak w wypadku objawień Rozalii Celakówny), są zawsze w stanie odwrócić niekorzystny bieg wydarzeń. Tak było z trzecią tajemnicą fatimską. I to jest w objawieniach najważniejsze.
Ważne jest odczytywanie objawień w kontekście czasu i miejsca. Łaska buduje na naturze, dlatego ubogie dzieci pasące bydło w La Salette, mimo że Maryja przekazywała im orędzie o konieczności pokuty dla całego świata, mówiły o gnijących ziemniakach i głodzie w wiosce — tak miała wyglądać kara za grzechy. W Siekierkach straszliwe opisy kary trudno oderwać od okrucieństw II wojny światowej i zniszczenia Warszawy. Podobnie sytuacja ma się w Akita, gdzie mówi się o „ogniu spadającym z nieba” (w Japonii, trauma dotycząca Hiroszimy i Nagasaki, jest wciąż obecna) i w afrykańskim Kibeho, gdzie w momencie objawień narastał krwawy konflikt pomiędzy plemionami Hutu i Tutsi.
Pewne są dwie rzeczy: dzień sądu kiedyś nadejdzie, a modlitwa i pokuta, które pojawiają się w orędziach Matki Bożej, są w naszym życiu, jak na razie, niezbędne. Jednak kiedy nastąpi koniec świata i jak naprawdę będzie wyglądał, tego nie wie nikt, ani aniołowie, ani Syn, tylko Ojciec, który jest w niebie (Mk 13, 32). A każdy, kto by cokolwiek dodał do proroctw Apokalipsy, będzie miał — według słów św. Jana — dodane plag w niej zapisanych. I podobnie, każdemu, który by cokolwiek z nich odjął, Bóg odejmie udziału w drzewie życia i Świętym Mieście (por. Ap 22, 18 n).

opr. aw/aw

OBJAWIENIA W AKITA - JAPONIA


"Jedynie Ja jestem jeszcze w stanie uchronić
Was przed zbliżającymi się nieszczęściami.
Ci, którzy mi zaufają będą ocaleni".
Zapowiedź straszliwej kary powtarza się niemal w każdych objawieniach Matki Boskiej, za każdym też razem odsłania Ona przed nami kolejne szczegóły tych wydarzeń, które jak mamy pełne prawo przypuszczać rozgrywają się już na naszych oczach. Wielu naukowców, choć nie mówi się o tym zwykle zbyt głośno, bada objawienia, przepowiednie, legendy w ścisłym połączeniu ze zjawiskami na niebie i na ziemi, które obserwujemy. Mowa tu o licznych kataklizmach, klęskach żywiołowych, wojnach, a także sytuacji moralnej i etycznej w świecie. Materiały jakie udało się zebrać ludzkości przez tysiące lat na temat czasów ostatecznych budzą grozę, jednak nie wystarczającą by wpłynąć na ludzkie zachowania. Nie wielu naprawdę spośród mieszkańców naszej planety jest świadomych autentyczności tego co dzieje się teraz i co czeka nas najbliższej przyszłości.
Objawienia, o których czytacie na tej stronie to tylko kilka najważniejszych informacji, które staram się Wam przekazać. Muszę też tutaj podkreślić, że nie mają one na celu wzbudzenia w Was strachu, który miałby zdominować Wasze życie. Nie taki jest cel objawień. Mają one posłużyć Wam za ostatnią możliwą szansę na przebudzenie, na otwarcie oczu i spojrzenie na wszystko "oczyma duszy", jak mawiał pewien znany pisarz i dramaturg. Po co? Żebyście byli świadomi i przygotowani na to, co wydarzy się nie zależnie od Was. Cykle wszechświata bowiem i Wola Boga to coś, na co mamy nie wielki wpływ. Szczególnie w sytuacji, w której i tak zdecydowana większość ludzkości w ogóle się tym nie interesuje.
Jaki to wszystko ma związek z Akitą - zapytacie?
A no taki, że również w tej miejscowości leżącej około 200 km od Tokio w Japonii, Matka Boska nie omieszkała przypomnieć nam o oczyszczeniu, które ma nadejść, a które właściwie już się rozpoczęło.

Był czerwiec 1973 roku, kiedy siostra Agnes Katsuko Sasagawa, wówczas czterdziestodwuletnia zakonnica w klasztorze Sióstr Służebnic Eucharystii, głucha, po poważnych chorobach i paraliżu, otwierając tabernakulum w pustej kaplicy, zaobserwowała niezwykłe, jasne światło wydostające się z jego wnętrza. Wówczas padła na kolana i zaczęła się modlić, adorując Najświętsze Serce Jezusa. Tego dnia nic więcej się nie wydarzyło, a siostra Agnes próbowała tłumaczyć sobie to zdarzenie złudzeniem. Jednakże zjawisko powtarzało się przez kolejne dni, nabierając za każdym razem wymiaru coraz bardziej tajemniczego i nadprzyrodzonego. Jasne światło otoczone było czerwonym, ognistym płomieniem.
Następne dni przyniosły nowe doświadczenie. Na lewej dłoni siostry Agnes pojawiły się dwie czerwone linie, które tworzyły znak w postaci krzyżyka. Znamię to, a właściwie rana, pojawiało się w każdy czwartek, ból osiągał swój kulminacyjny punkt w piątek, do niedzieli przechodził, a znamię w czwartek rano znikało, by na wieczór znów się pojawić. W lipcu Agnes usłyszała głos, który pocieszał ją w jej bólu. Dowiedziała się, że ból, który odczuwa pozwala jej współodczuwać ból z Jezusem i Matką Boską, że ból Najświętszej Panienki jest znacznie silniejszy i, że swoje cierpienie powinna ofiarować za grzechy nie tylko swoje, ale i za grzechy wszystkich ludzi. Siostra udała się do kaplicy, idąc za słyszanym głosem, tam miała się modlić. Kiedy znalazła się w kaplicy spostrzegła obok siebie świetlistą postać, był to jak się później okazało jej anioł stróż. Zaraz potem pojawiła się po raz pierwszy Matka Boska, w zasadzie wyglądało to tak, jakby jej figura znajdująca się w kaplicy zwyczajnie ożyła. Panienka przemówiła do Agnes tymi słowy:
"Moja siostro, moja nowicjuszko, okazałaś mi posłuszeństwo, opuszczając wszystko, by mnie naśladować. Czy bardzo cierpisz z powodu swej głuchoty? Bądź pewna, że zostaniesz uzdrowiona. Okaż cierpliwość, to już ostatnia próba. Czy boli Cię rana na dłoni? Módl się w intencji wynagrodzenia za grzechy ludzkości. Módl się bardzo za papieża, biskupów i kapłanów".

Nie długo po tym prawa dłoń figury Matki Boskiej również została jakby naznaczona krzyżykiem, takim samym jaki wizjonerka miała na lewej dłoni, a z rany również wypływała krew. Stygmaty Agnes nie trwały długo, pod koniec lipca po ciężkiej i nieprzespanej z powodu bólu nocy udała się ona do kaplicy, gdzie usłyszała głos anioła.

"Dziś zakończy się Twe cierpienie. Wyryj sobie głęboko w sercu myśl o krwi Maryi. Krew przez Nią wylana ma głęboką wymowę. Ta bezcenna krew została przelana po to, by błagać o wasze nawrócenie, by wypraszać pokój, by wynagradzać za niewdzięczność i zniewagi naszego Pana".

Natychmiast po tym doświadczeniu ból i rana zniknęły, a figurka Matki Boskiej przestała krwawić. Jednak nie był to w żadnym wypadku koniec objawień Najświętszej Panienki. Wydaje się właściwie, że rany i ból, jaki przeszła siostra Agnes miał być tylko zapowiedzią i próbą jej sił i niezłomności. Choć w zasadzie prób przechodziła ona wiele licząc od najmłodszych lat, kiedy będąc dzieckiem wciąż chorowała, kiedy wskutek nie właściwie przeprowadzonego znieczulenia podczas operacji usunięcia wyrostka robaczkowego została sparaliżowana i spędziła ok. 10 lat w różnych szpitalach, jak również kiedy utraciła słuch.
Takie doświadczenia, przez które przechodzi większość wizjonerów w czasie trwania objawień, bądź przed ich pojawieniem się, wskazują nam na ich wagę, a jednocześnie czynią wiarygodnymi przeżycia tych osób. Wszędzie tam, gdzie Bóg przemawia do nas spotykamy się z cierpieniem, szykanami, wyśmiewaniem. Jedynie w przypadku dzieci sytuacja ma się nieco inaczej, choć w sumie wtedy też poddaje się w wątpliwość przesłania z powodu dziecięcej wyobraźni. A nie potrzebnie, nie żyjemy w świecie, w którym objawienie i nawoływanie do modlitwy, wiary, pokory i służby Bogu, byłoby modne. Bardziej wątpliwe jest, że dziecko mogłoby coś takiego samo wymyśleć, niż, że rzeczywiście doświadcza tego rodzaju przeżyć. O tym, jak Matka Boska i Jezus przemawiają do nas ustami dzieci jeszcze nie raz przeczytacie. Skupmy się teraz jednak na tym, czemu miały służyć te przygotowania siostry Agnes i jej doświadczenia.
Mimo ustania fizycznego bólu i swojej głuchoty zakonnica nadal słyszała głosy i słowa do niej kierowane. Już 3 sierpnia 1973 roku Najświętsza Panienka pojawiła się ponownie i wydała swoje pierwsze publiczne orędzie. Publiczne - bowiem nakazała przekazać je jak największej grupie osób i poinformować o nim świat.

"Wielu ludzi na tym świecie zasmuca Pana Jezusa. Szukam dusz, które Go pocieszą. Aby ugasić gniew Ojca Niebieskiego, pragnę wraz z mym Synem dusz, które podjęłyby się wynagrodzenia za grzeszników i za ludzi niewdzięcznych. Niech ofiarują one za tych ludzi swe cierpienie i ubóstwo.

Aby świat poznał, jak straszny jest gniew Ojca Niebieskiego wobec współczesnego świata, Bóg przygotowuje wielkie oczyszczenie całej ludzkości. Wraz z mym Synem wielokrotnie starałam się powstrzymać gniew Ojca Niebieskiego. Powstrzymywałam nadejście oczyszczenia ofiarując Ojcu cierpienie Jego Syna na Krzyżu, Jego bezcenną Krew i ofiarując Mu litościwe dusze, które pocieszają Ojca Niebieskiego - rzesze ofiarnych dusz przepełnionych miłością".
Dalej w swoim orędziu Maryja nawołuje ludzi do wspólnej modlitwy za dusze, które zgubiły drogę do Boga, za grzeszników, niewdzięczników i innych. Tylko w modlitwie i adoracji Serca Jezusowego Matka Boska widzi szansę na przebłaganie samego Boga. Przebłaganie, które może dać ludzkości więcej czasu na poprawę. Dziś jednak w sytuacji niezmiennej jaka ma miejsce, to jest wobec upadku wiary, błądzenia kapłanów i porzucenia przez nich ich owieczek, jak mówi się o wiernych, nie widać dla ludzkości szans na dodatkowy czas. Modlitwy jednak nie są bezsensowne i bezowocne, mimo nadchodzącego oczyszczenia, dają one wiarę w Boską sprawiedliwość. Dzięki modlitwie, jak wynika z licznych objawień Maryjnych, nie tylko tego w Akita, ludzkość może uratować większą część dusz przed ostateczną zagładą. W połączeniu z naszą wiedzą o "strukturze" i pochodzeniu duszy, a także o jej przeznaczeniu możemy być pewni, że modlitwa tylko zbliży wszystkie dusze, za które jest ofiarowana do Boga, a tym samym umożliwi im uwolnienie się od więzów negatywnych energii.
Kolejny cud obserwowany był w kaplicy, w której modliły się siostry przez nie wszystkie. Figurka Matki Boskiej, której wcześniej krwawiła rana zaczęła się pocić. Pot, który spływał jej z czoła, a, który siostry na zmianę wycierały bawełnianymi płatkami miał zapach kwiatów. Ten fakt, czynił zjawisko niezwykle tajemniczym. Oczywiście wszystkie te zdarzenia były weryfikowane przez Kościół i jego posłanników. Dopiero w 1981 roku grupa ekspertów, która ponownie badała zjawiska uznała je za wiarygodne. Wcześniejsze badania przeprowadzone w 1979 roku odrzuciły możliwość ich autentyczności.

Ważną niezwykle datą dla objawień w Akita jest 13 października 1973 roku (56 rocznica ostatniego objawienia w Fatimie). To orędzie jest jednym z wielu na temat czasów ostatecznych.

"Moja córko, słuchaj dobrze, co Ci powiem i przekaż to przełożonemu. Jak już Ci powiedziałam, jeśli ludzie nie będą pokutować i nie poprawią się, Bóg Ojciec ześle straszną karę na całą ludzkość. Będzie to kara większa niż potop, taka jakiej nikt nigdy przedtem nie widział. Ogień spadnie z nieba i zmiecie z powierzchni ziemi wielką część ludzkości, zarówno dobrych jak i złych, nie oszczędzając ani kapłanów, ani świeckich. Ci, którzy przeżyją, poczują się tak opuszczeni, że będą zazdrościć umarłym. Jedyną bronią, która Wam pozostanie będzie różaniec i znak dany przez Mojego Syna. Każdego dnia odmawiajcie modlitwę różańcową za papieża, biskupów i kapłanów. Dzieło szatana przeniknie nawet do Kościoła w takim stopniu, że kardynałowie wystąpią przecie kardynałom, a biskupi przeciwko biskupom. Kapłani, którzy mnie czczą, będą pogardzeni i wystąpią przeciwko nim ich współbracia. Kościół będzie pełen tych, którzy akceptują kompromisy. Z powodu działania szatana wielu kapłanów i poświęconych dusz porzuci swe powołanie. Szatan będzie występować szczególnie nieubłaganie przeciwko duszom poświęconym Bogu. Myśl o utracie tak wielu dusz z powodu tak wielu ich grzechów jest przyczyną Mojego smutku (...) Ci którzy mi zaufają zostaną ocaleni".
Szczególny nacisk w swoim orędziu Maryja kładzie na rolę różańca, modlitwy i sytuację Kościoła i kapłanów. Przesłanie Maryi wygłoszone w orędziu z 13 października, a więc w rocznicę ostatniego objawienia w Fatimie nawiązuje do wydarzeń, których świadkami byli pastuszkowie. Również w Fatimie Matka Boska mówiła o wielkiej karze, która czeka ludzkość, ogniu z nieba, konieczności nawrócenia i szansie dla ludzkości, jaka leży w odmawianiu różańca.

Siostry z klasztoru, w którym przebywała Agnes miały okazję doświadczyć nadprzyrodzonych zjawisk związanych z objawieniami Matki Boskiej w ich kaplicy. Woń kwiatów, o której wspomniałam wcześniej utrzymywała się do połowy października. Kiedy zapach ustał, zaraz na drugi dzień w jego miejsce pojawił się smród padliny i zepsutego, rozkładającego się mięsa. I choć nie sposób było wytrzymać w kaplicy siostry przystąpiły do różańca. Podczas gdy go odmawiały całą podłogę kaplicy zaczęły pokrywać białe, żywiące się padliną robaki. Zniknęły one kolejnego poranka, jednak zapach pozostał przez trzy dni. To zdarzenie siostry określiły, jako "fetor grzechu, który jest udziałem każdego człowieka".
Dnia 4 stycznia 1975 roku figurka Matki Boskiej zaczęła płakać. Choć wszyscy uważali to za niemożliwe, łzy ze zniszczonej już, nadszarpniętej duchem czasu figury płynęły ciurkiem. Wtedy też anioł rzekł do siostry Agnes:

"Nie dziw się, że widzisz Matkę Bożą płaczącą. Ona płacze, gdyż pragnie nawrócenia jak największej liczby ludzi. Chce by za jej wstawiennictwem dusze poświęciły się Jezusowi i Ojcu".
To nadprzyrodzone zjawisko obserwowane było przez wszystkie siostry, kapłanów i innych świadków, którzy przybywali by zobaczyć cud. Matka Boska z Akity płakała 101 razy i trwało to do 15 września 1981 roku (święto Matki Bożej Bolesnej).
W ostatnim orędziu, jakie usłyszała Agnes od
swojego anioła pojawiły się słowa dla całej ludzkości:

"Nie bójcie się. Matka Najświętsza czeka na Was wszystkich".
Maryja wzywa ludzkość do modlitwy. Kto jednak zechce przyłączyć się do jej nawoływań i przyjąć różaniec jako źródło przebaczenia i miłości Matki. Ona - ta która utraciła swego Syna dla świata pokazuje, że poświęcić może wszystko, bylebyśmy tylko przyjęli jej ostrzeżenia z powagą i sercem. Do niczego nas nie zmusza, niczego nie oczekuje, stawia sprawę jasno, gdyż tak też ją widzi z miejsca, w którym się znajduje. Bóg dawno już wykonałby zapowiedzianą karę, jednak Matka i Syn postanowili poświęcić się dla ludzkości i przebłagać Ojca. Bez naszej modlitwy i naszej pomocy dalsze błagania nie przyniosą oczekiwanych rezultatów.
25 June 2009
GODAN