wtorek, 1 listopada 2011

Brata Rucińskiego - opowiadanie o Agatce - na Dzień Zaduszny - "DO ZOBACZENIA"

„Do zobaczenia”

Za nami święta szczególne. O czym powinno się pamiętać w te święta? Czy trzeba w tych dniach płakać? Czy potraficie przypomnieć sobie ludzi wam bliskich, którzy już nie żyją?.. Dzisiaj właśnie myślimy o tych, którzy żyli na ziemi i odeszli już z tego świata. Umarli jako starcy, dzieci, niemowlęta. Ci zmarli to nasi przodkowie: byli tutaj, pracowali, kochali i cierpieli. Są w naszych myślach, ale nie ma ich przy nas - odeszli.
Chcę wam opowiedzieć dzisiaj o pewnej Agatce, która zanim odeszła z tego świata nauczyła nas paru pięknych słów, jakie Pan Jezus przypomina wszystkim płaczącym nad śmiercią swoich bliskich.
Nad Agatką płakały wszystkie ciotki i babcie, nawet pani pielęgniarka. Miała zaledwie 10 lat. Jej serce było podobne do zegara, który się wciąż spóźnia i nie wiadomo, kiedy stanie zepsuty, już całkiem nie do naprawienia. Zegar - można kupić, a serca nie. Może, dlatego wszyscy płakali. Agatka lubiła grać na flecie, a grała tak pięknie, że tata siedział słuchając jak kamienny rycerz, bojąc się spłoszyć choćby jedną nutkę. Czuł, że dopóki gra Agatka - to jej serce bije, czyli żyje. Każdy wie, że jeśli ktoś pięknie gra, to nie tylko palcami, czy ustami - lecz przede wszystkim sercem, a serce Agatki ledwo już żyło. Wszyscy przynosili jej do szpitala: pomarańcze, banany, gumy do żucia, książki, laleczki... Tata, którego kochała Agatka trochę więcej niż Mamę nie przynosił nic, tylko siedział i trzymał ją za rękę. A Agatka tej dużej tatusiowej ręki swoją - słabą i bladą - mocno się trzymała jakby chciała od Taty tej siły pożyczyć. Była tak blada jak jej koszulka, tylko w oczach miała kolor pogodnego nieba. Nie rozumiała - dlaczego wszyscy płaczą, nikt nie chciał jej powiedzieć. Tylko Tata nie płakał i za to go tym więcej lubiła. Jesteś równy gość! - mówiła. Chwyć mnie za rękę mój Tarzanie! I Tata trzymał ją za rękę tak mocno jakby chciał zatrzymać ją przy sobie. Wiedział jednak, że to się mu nie uda, choćby nie wiem jak się prężył. Mama wciąż chciała karmić Agatkę, myśląc że przez to jej serce zacznie bić mocniej i dłużej. Zjedz to, a może to.. Jednak ona jadła coraz mniej. Czekała co do niej powie Tata, a Tata przyprowadził tylko księdza Rafała, który ze swoim zdrowiem miał podobne kłopoty jak Agatka. Przyniósł jej Pana Jezusa, bo przecież ona miała bliżej do nieba, niż do ziemi. Pierwsza przyjęła Pana Jezusa Agatka, po niej Tato. Jej twarz niewiele różniła się od opłatka, w którym przyszedł Pan Jezus. I wtedy Agatka ostatni raz zagrała na flecie i chyba najpiękniej w swoim króciutkim życiu. Na drugi dzień Agatka poprosiła jeszcze o flet, ale już nie zagrała, tylko przytuliła go do siebie, jakby chciała go zabrać ze sobą… Gdzie? Tam gdzie się wybierała w podróż może bardzo długą, a może krótszą niż spojrzenie w oczy. Popatrzyła na wszystkich płaczących, uśmiechnęła się do Taty i powiedziała: „No to do zobaczenia. Tato, Mamo i wy wszyscy. Kiedyś powiem wam dzień dobry!
I usnęła szybko i tak mocno, że już nikt jej nie mógł obudzić. Rękę miała zaciśniętą na flecie, jakby kiedyś chciała zagrać tacie na powitanie melodyjkę, za którą tak przepadał. I żeby tak słuchał jak tylko on potrafi; i już nigdy nie bał się, że serce Agatki przestanie stukać. Po Agatce zostało niewiele pamiątek, a tacie została po niej na twarzy jedna głęboka zmarszczka, którą wyrysowała jedna jedyna łza, jakiej żaden mężczyzna na świecie by się nie powstydził.

Czy pamiętacie jakie to ważne słowa wypowiedziała Agatka przed śmiercią?

No to do ... roznieście tą krótką modlitwę po grobach waszych bliskich, małych dzieci,
a może nauczycie tej modlitwy kogoś kto jest dzisiaj bardzo smutny.
Wystarczy powiedzieć: No to do zobaczenia Janku, Doroto, Babciu, ciociu...